Everton chce przełamać złą serię występów na Anfield, gdzie ostatnio zdobył komplet punktów w 1999 roku. Jeśli "The Toffees" zdołają się przełamać, dołączą do rywalizacji o pierwszą czwórkę tabeli, dającą prawo gry w Lidze Mistrzów. Obecnie zajmują siódme miejsce z 50 punktami, ze stratą sześciu do czwartego w tabeli sobotniego rywala. Everton ma jednak problem z zestawieniem defensywy. Podczas przerwy na mecze reprezentacji kontuzji doznali Irlandczyk Seamus Coleman oraz Argentyńczyk Ramiro Funes Mori. Obaj będą pauzować prawdopodobnie do końca sezonu. To duże osłabienie dla zespołu, który w siedmiu z dziesięciu ostatnich meczów ligowych nie stracił bramki. - Ten element gry udało nam się ostatnio bardzo poprawić. Czyste konto zawsze zwiększa szansę na zwycięstwo, a do tego znaleźliśmy też sposób na zdobywanie goli - powiedział inny obrońca Leighton Baines. Z kolei Liverpool stracił na kilka tygodni pomocnika Adama Lallanę. Anglik doznał urazu uda w spotkaniu z Litwą (2-0). Derby tego miasta czasem nazywane są "derbami przyjaźni". Według znanego żartu, oba kluby jednoczy... wspólna nienawiść do Manchesteru United. Prawdą jest w każdym razie, że akty przemocy pomiędzy sympatykami tych drużyn należą do rzadkości, za to częste są gesty solidarności i wsparcia w obliczu tragedii, np. Hillsborough, ale i sukcesów. Gdy w 2005 roku Liverpool triumfował w Lidze Mistrzów, kibice ubrani w niebieskie koszulki Evertonu świętowali na ulicach wspólnie z fanami "The Reds". - Zawsze jest trochę wrogości, ale nie sądzę, żeby między klubami była jakaś nienawiść. Na każde derby czeka się z niecierpliwością. W tym mieście fajne jest to, że często nawet w jednej rodzinie są podziały na kibiców Liverpoolu i Evertonu - ocenił bramkarz gospodarzy Belg Simon Mignolet. Mecz na Anfield rozpocznie się w sobotę o 13.30. O 16 swoje spotkanie z Crystal Palace rozpocznie lider Chelsea Londyn. Podopieczni Włocha Antonio Conte mają 69 punktów i o 10 wyprzedzają drugi Tottenham Hotspur, który w tym samym czasie zmierzy się na wyjeździe z Burnley. Wtedy też walcząca o utrzymanie ekipa Hull City, której piłkarzem jest Kamil Grosicki, podejmie West Ham United, a ustępujący mistrz Leicester City Bartosza Kapustki i Marcina Wasilewskiego zagra przed własną publicznością ze Stoke City. Z kolei o 18.30 Artur Boruc z AFC Bournemouth postara się na stadionie rywala powstrzymać napastników klubu Southampton, w którym kiedyś występował. W niedzielę o 14.30 między słupkami bramki Swansea City stanie Łukasz Fabiański, a "Łabędzie" zmierzą się u siebie z Middlesbrough. Dwie i pół godziny później rozpocznie się ważne dla układu górnej części tabeli starcie Arsenalu z Manchesterem City. "Kanonierzy", którzy przegrali cztery z ostatnich pięciu spotkań ligowych, są pod coraz większą presją, którą szczególnie odczuwa trener Arsene Wenger. Niedawno Francuz obchodził 20-lecie pracy w tym klubie, ale nie wiadomo, czy będzie go prowadził jeszcze w przyszłym sezonie. Wenger podkreślił jednak, że nie to jest najważniejsze. - Moi piłkarze nie mogą wykorzystywać argumentu o mojej niepewnej sytuacji jako wymówki. Chodzi o to, żeby wykazać się profesjonalizmem i skupiać się na tym co ważne, a nie na szukaniu usprawiedliwienia - powiedział Francuz. Manchester City jest trzeci w tabeli z dorobkiem 57 punktów, a Arsenal ma o siedem mniej, za to ma do rozegrania o jeden mecz więcej od niedzielnego rywala.Zobacz wyniki, terminarz i tabelę Premier League