Hejterzy z Anglii i nie tylko stamtąd, co roku robią akcje polowania na głowę Wengera. "Stary dziad, powinien dać sobie spokój, iść na emeryturę" - to łagodniejsze głosy krytyki pod adresem Francuza. Nikt nie myśli w ten sposób, że to może piłkarze słabi gubią gole jak dzieci, a Wenger za nich nie będzie bronił, ani strzelał. Traf sprawił, że akurat w Polsce wyszła ksążka Amy Lawrence "Niezwyciężeni" (nakładem Sine Qua Non"). Ci, którzy podnoszą kamień na Wengera powinni ją uznać za lekturę obowiązkową. Amy sprawnie opisała wielki Arsenal, jaki zbudował właśnie Francuz. Wenger sam opatrzył pozycję przedmową. Krótki cytat z pomocnika "Kanonierów" - Raymonda "Raya" Parloura, członka ekipy, która pod batutą Wengera, w sezonie 2003/2004 przeszła przez Premier League bez jednej choćby porażki, co w tej lidze nie udało się nigdy wcześniej, ani później nikomu: "Pamiętam, że David Dein (wiceprezes klubu) powiedział: "Dzięki temu człowiekowi ruszymy naprzód". Od samego początku reżim treningowy był doskonały. Dzięki niemu chłopaki zaczęli grać piłkę po ziemi. Uwielbiałem Georga’a Grahama (wcześniejszy trener Arsenalu - przyp. red.), uważałem, że jest wspaniały, ale bardziej skupiał się na obronie, zwycięstwach 1-0, niż na wielkiej piłce. Nagle cieszyliśmy się wolnością". Wenger miał opracowany każdą sekundę treningu. Wiedział, że piłkarze są w stanie utrzymać koncentrację przez 15-20 minut, więc dzielił zajęcia na takie właśnie części, urozmaicał je z dnia na dzień. Każdą sesję kończyła gra treningowa, która musiała trwać 2x7,5 minuty. Arsene maniakalnie pilnował tego, by połowa wynosiła dokładnie siedem i pół minuty, a nie siedem, czy osiem. Zadania w gierkach były różne: np. wymienić 10 podań na połowie rywala, bo tylko wtedy gol jest uznany, gra na jeden, czy dwa kontakty z piłką. Te ćwiczenia rozwijały zespół. Każdy, kto wywiesza transparent "Wenger out!", powinien sobie przypomnieć słowa Davida Deina - pomysłodawcy sprowadzenia Francuza za stery "Kanonierów": "Trzeba zrozumieć filozofię Arsene’a. Po pierwsze, jest nauczycielem. Dawniej często mówiono do niego ‘profesorze’. Czerpie satysfakcję z pracy, pielęgnując talenty, robiąc z przeciętnych graczy dobrych piłkarzy, z dobrych świetnych, wreszcie ze świetnych piłkarzy - zawodników klasy światowej. Tym właśnie się zajmuje. Zawsze pojawia się pierwszy na boisku treningowym i ostatni je opuszcza. Pierwszym elementem stroju, który wkłada, jest stoper. Precyzja to dla niego wszystko. Naprawdę wielką radość sprawia mu branie utalentowanych graczy pod swoje skrzydła i obserwowanie ich rozwoju. Jeśli chodzi o styl, Arsene używał dwóch określeń: ‘postęp przez posiadanie’ i ‘zawrotna szybkość’. Razem wzięte wpędzały przeciwnika w popłoch. Oglądało się to jak poezję w ruchu. Patrzyliśmy na piłkę z innej planety." Dzisiaj Arsenal nie wygrywa, nie czaruje tak bardzo, jak w sezonie 2003/2004. Warto zadać sobie pytanie, czy to wina trenera, który przez te 13 lat nabrał jeszcze większego doświadczenia, czy może piłkarzy? Być może Theo Walcott, Danny Welbeck, Olivier Giroud nie mają tyle talentu, co Dennis Bergkamp, Thierry Henry czy Robert Pires?Wesołego Alleluja dla Państwa.