Kibice Manchesteru United przeżyli ostatnio dwa zupełnie skrajne stany. Najpierw "Czerwone Diabły" uporały się w rozgrywkach pucharowych z Liverpoolem, by kilka dni później przegrać w bardzo ważnym ligowym starciu z Sheffield United. Mecz z Arsenalem był zatem idealną okazją do poprawy humorów, choć ostatnio "Kanonierzy" zaczęli regularniej punktować. Starcie mogło się o wiele lepiej rozpocząć dla ekipy z Manchesteru. Fred zdecydował się na strzał zza pola karnego, a pędzącą piłkę skuteczną interwencją zatrzymał Bernd Leno. Kilka chwil później do głosu doszli również gospodarze. Nicolas Pepe w efektowny sposób przedostał się w pole karne, jednak jego strzał nie znalazł drogi do bramki. W końcówce pierwszej połowy dwukrotnie bramce rywali zagroził Bruno Fernandes. Najpierw zdecydował się na techniczne uderzenie z dystansu, po którym piłka nie dokręciła się jednak do bramki, a tuż przed przerwą futbolówkę po jego kopnięciu ze stałego fragmentu gry, zablokowali piłkarze stojący w murze. Piłkarze zostawili groźniejsze akcje na drugą część gry i już w 59. minucie Edinson Cavani nie trącił piłki do siatki po podaniu z bocznej strefy boiska. "Kanonierzy" nie pozostali dłużni i już po niespełna sześciu minutach Alexandre Lacazette obił poprzeczkę po rzucie wolnym. Manchester jak i Arsenal byli dziś bardzo nastawieni ofensywnie, lecz ostatecznie zabrakło nieco dokładności. Dobrych okazji nie wykorzystali jeszcze Emile Smith-Rowe oraz Cavani. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź! PA