Trener "Kanonierów" Arsene Wenger okazał się konsekwentny. Mimo że w lidze od stycznia stawiał na Davida Ospinę, w meczach Pucharu Anglii grał Szczęsny. Nie inaczej było w finale. W ubiegłorocznym finale to Szczęsny siedział na ławce, a o puchar skutecznie walczył Łukasz Fabiański. W sobotę od początku Arsenal przystąpił do ataku. W 15. minucie po główce Laurenta Koscielnego wydawało się, że gol jest nieuchronny, ale kapitalnie interweniował bramkarz "The Villans" Shay Given. "The Gunners" marnowali kolejne okazje, a w bramce nudził się Szczęsny. Gdy jednak z rzadka zawodnicy z Birmingham zbliżali się do jego bramki, pewnie sobie radził, przede wszystkim z dośrodkowaniami. Podopieczni Wengera dopięli swego w 40. minucie, gdy prowadzenie dał im Theo Walcott, mocnym strzałem z ośmiu metrów kończąc akcję Nacho Monreala i Aleksisa Sancheza. Niespełna pięć minut po przerwie Arsenal prowadził już 2-0. Sanchez popisał się "bombą" z blisko 30 metrów pod poprzeczkę i Given dał się zaskoczyć. W 63. minucie po rzucie rożnym Santiego Cazorli Per Mertesacker podwyższył na 3-0. Trzynaście minut później znakomitą okazję zmarnował Walcott, fatalnie pudłując z kilkunastu metrów, a w doliczonym czasie gry wynik na 4-0 ustalił Olivier Giroud. "Kanonierzy" obronili trofeum, wywalczone przed rokiem. Wcześniej zajęli trzecie miejsce na finiszu rozgrywek Premier League. Dzięki sobotniemu zwycięstwu Arsenal został rekordzistą Pucharu Anglii. Żaden inny zespół nie triumfował w tych rozgrywkach 12-krotnie (11 razy Manchester United). Arsenal - Aston Villa 4-0. Raport meczowy