Partner merytoryczny: Eleven Sports

Skandal na Euro 2024. UEFA wszczyna dochodzenie, turecki polityk grzmi. "Niedopuszczalne"

Wtorkowemu meczowi reprezentacji Turcji z Austrią w ⅛ finału Euro 2024 towarzyszyło mnóstwo skrajnych emocji. Mało kto spodziewał się, że ekipa odpowiedzialna za eliminację “Biało-Czerwonych” z tej imprezy będzie miała problem w starciu ze z pozoru słabszymi rywalami. Największe kontrowersje wzbudził jednak gest, który Merih Demiral wykonał po zdobyciu drugiej tego wieczoru bramki dla swojej drużyny. Sprawą zajęła się nawet UEFA, co mocno rozwścieczyło jednego z tureckich polityków.

Merih Demiral
Merih Demiral/JAVIER SORIANO/AFP/East News, Ebrahim Noroozi/Associated Press/East News

W Niemczech trwa właśnie siedemnasty w historii turniej o mistrzostwo Europy w piłce nożnej. Reprezentanci Austrii zrobili ogromne wrażenie na dziennikarzach i kibicach z całego kontynentu, awansując do fazy pucharowej z drugiego miejsca w grupie D. Podopieczni Ralfa Rangnicka bowiem od pierwszego meczu imponowali walecznością na boisku, jednak w wielu przypadkach ich interwencje nie były czyste. Podczas starcia z Francuzami boleśnie przekonali się o tym Kylian Mbappe oraz Antoine Griezmann. Pierwszy z panów mecz zakończył ze złamanych nosem, drugi natomiast z lekkim urazem głowy, którego doznał po zderzeniu z tablicami reklamowymi. 

W kolejnych meczach Austriacy rozbili najpierw reprezentantów Polski, a następnie Holendrów, dzięki czemu awansowali do fazy pucharowej z pierwszego miejsca w grupie D. W ⅛ finału na ekipę Ralfa Rangnicka czekali tureccy piłkarze. I choć wielu ekspertów i dziennikarzy przez rozpoczęciem tego meczu w ciemno typowałoby wygraną Austriaków, po raz kolejny mogliśmy przekonać się, jak nieprzewidywalny bywa futbol. 

Już w pierwszej minucie spotkania golkipera Austriaków przechytrzył Merih Demiral, który z drugiej połowie ponownie wpisał się na listę strzelców i przekreślił szansę rywali na awans do ćwierćfinałów Euro 2024. Choć w 66. minucie meczu bramkę dla ekipy z Austrii zdobył Michael Gregoritsch, było to za mało, aby zapewnić sobie awans do kolejnej rundy rozgrywek. Spotkanie zakończyło się wynikiem 2:1 dla Turcji. 

Kolejna klapa organizacyjna na turnieju EURO 2024. Gramy Dalej. WIDEO/GRAMY DALEJ /INTERIA.TV

UEFA wszczęła dochodzenie po geście Meriha Demirala. Turecki polityk nie wytrzymał, grzmi. "Wielka niesprawiedliwość"

Po zakończeniu meczu Austrii z Turcją media mocno rozpisywały się na temat bohatera triumfatorów - Meriha Demirala. I to wcale nie ze względu na kwestie czysto sportowe. Jak zauważyli dziennikarze, po zdobyciu drugiej bramki Turek wykonał bowiem dość wymowny gest - pokazał na palcach tak zwany "wilczy salut", a więc skrajnie prawicowy, antysemicki i rasistowski symbol. Jego zachowanie wywołało skandal na cały kontynent. 

Sprawą niemal od razu zajęła się UEFA, która wszczęła dochodzenie. W mediach opublikowano oficjalne oświadczenie organizacji. "W związku z meczem 1/8 finału Euro Mistrzostw Europy UEFA 2024 pomiędzy Austrią a Turcją, rozegranym w dniu 2 lipca 2024 r. w Lipsku w Niemczech, wszczęto dochodzenie zgodnie z art. 31 ust. 4 Regulaminu Dyscyplinarnego UEFA w związku z domniemanym niewłaściwym zachowaniem zawodnika Tureckiej Federacji Piłkarskiej, Meriha Demirala. Dalsze informacje dotyczące tej sprawy zostaną udostępnione w odpowiednim czasie" - przekazano. 

Wobec tej sytuacji obojętnie nie przeszedł Mehmet Fatih Serdar, zastępca przewodniczącego prowincji AK Parti Stambuł oraz szef polityki społecznej. Mężczyzna nie miał zamiaru milczeć i dość ostrych słowach skomentował decyzję podjętą przed UEFA. "Definiowanie celebracji bramki naszego narodowego piłkarza Meriha Demirala po zdobyciu dwóch bramek w meczu z Austrią jako 'niewłaściwego zachowania' i wszczynanie przeciwko niemu śledztwa przez UEFA jest niedopuszczalną i wielką niesprawiedliwością" - oznajmił na swoim profilu na platformie X. 

Merih Demiral wykonuje kontrowersyjny gest/HENDRIK SCHMIDT / DPA / dpa Picture-Alliance via AFP/AFP
Merih Demiral z numerem trzecim/JAVIER SORIANO/AFP
Euro 2024. Merih Demiral (z prawej)/JAVIER SORIANO / AFP/AFP
INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem