To historia niczym z lubianego przez nastolatki "Pamiętnika księżniczki", ale wydarzyła się naprawdę. Jordi Amat urodził się w katalońskiej gminie Canet de Mar i tam zaczął stawiać pierwsze kroki w świecie piłki nożnej. Jego talent został zauważony przez Espanyol. W wieku 7 lat młody adept futbolu dołączył do drużyny młodzieżowej, a 10 lat później zadebiutował w kadrze seniorskiej. Potem grał jeszcze w Rayo Vallecano, Swansea, Betisie i KAS Eupen. W zeszłym roku przeniósł się do Malezji, gdzie zasilił szeregi drużyny Johora Darula Takzima. "Moim marzeniem jest teraz zrobienie kariery w Azji. Jestem bardzo młody, czuję się dobrze zarówno pod względem fizycznym, jak i psychicznym i naprawdę chcę tego wyzwania" - wyjaśniał katalońskiemu "AS-owi" we wrześniu zeszłego roku. Sprawy potoczyły się szybko. W listopadzie złożył przysięgę wierności indonezyjskiemu Ministerstwu Sprawiedliwości i Praw Człowieka i uzyskał obywatelstwo kraju, w którym urodziła się jego babcia. To nie wszystko. Ma już za sobą pierwsze cztery mecze w reprezentacji Indonezji, a niebawem znów wybiegnie na boisko w barwach narodowych. Został powołany przez trenera Shina Tae-yonga na następne spotkania z drużyną z Afryki, reprezentacją Burundi. Zaplanowano dwa pojedynki na stadionie Patriot Candrabhaga w Bekasi. Odbędą się one w sobotę (25 marca) i we wtorek (28 marca). Amat nie jest "zwykłym" piłkarzem reprezentującym swój kraj. Jak się całkiem niedawno okazało, jest również prawowitym następcą tronu. Real nieustannie goni Barcelonę! "Królewscy" pokonali Espanyol Jordi Amat księciem indonezyjskiej wyspy. Sam był zaskoczony. "Brak mi słów" Początkowo mało kto wiedział, że przenosiny Jordiego Amata do Azji miały "drugie dno". Piłkarz dowiedział się bowiem, że... jest księciem. Co prawda wcześniej docierały do niego sygnały, że - przez wzgląd na historię rodzinną dziadków ze strony matki - płynie w nim "błękitna krew". Ale sądził, że to tylko zwykłe opowiastki. "Kiedy byłem dzieckiem, dziadkowie mówili mi, że jestem następcą tronu. Ale myślałem, że to tylko bajka" - powiedział w rozmowie z hiszpańską telewizją TV3. Tymczasem został mianowany księciem Siau, indonezyjskiej wyspy z populacją około 22 tysięcy mieszkańców. Tytuł ten jest przekazywany z pokolenia na pokolenie i należy do rodziny Amata, odkąd jego prapradziadek był władcą z tytułem radży (to odpowiednik króla lub księcia w Siau). Dzięki temu, że piłkarz szybko uzyskał indonezyjskie obywatelstwo, mógł ubiegać się o należne mu stanowisko przed odpowiednimi instytucjami, a potem, już oficjalnie, otrzymał tytuł następcy tronu. "Czekamy, aż dostarczą dokument potwierdzający tytuł" - mówił Jordi w rozmowie z mediami. Później przedłożył certyfikat, który otrzymał w Dżakarcie. Ujawnił również szczegóły opowieści przekazanej mu przez dziadków. Zapewniali wnuka, że został księciem koronnym, gdy był zaledwie dzieckiem. "Jestem bardzo szczęśliwy i dumny z tego, że jestem obywatelem Indonezji, tak samo jak moja rodzina. Brak mi słów na opisanie moich uczuć w tej chwili. Wciąż pamiętam, jak mój dziadek opowiedział mi historię, że jako dziecko był następcą tronu" – powiedział. Rozpoczął lekcje, aby spróbować opanować język Bahasa i swobodnie móc komunikować się z mieszkańcami wyspy Siau. Nie ma zamiaru rezygnować z piłkarskiej kariery. Chce dalej grać w zespole z Malezji i w reprezentacji Indonezji. Poza tym pragnie też służyć ludowi. "Moim obowiązkiem nie jest odbieranie hołdów, a praca dla wyspy. Jest na niej wiele do zrobienia. Potrzeba uzyskać środki na jej rozwój, by wszystkim mieszkańcom żyło się lepiej" - podsumował. Hiszpańskie media: Xavi kluczem do zamykania ważnych transferów. Piszą o telefonie do Lewandowskiego