Jesse Lingard w ubiegłym roku opuścił Manchester United i rozpoczął nową przygodę z Nottingham Forest. Jak się okazuje, ostatnie lata nie były najlepszym czasem w jego życiu. 30-latek zdradził w podcaście "Daily Mail", że w przeszłości walczył z demonami. Szukał pocieszenia w butelce. Piłkarz zapamięta sezon 2019/2020 do końca życia. To właśnie wtedy dopadły go pesymistyczne myśli. Teraz postanowił otwarcie opowiedzieć o swoim problemie. Nowy selekcjoner to dopiero początek. Pojawiają się głośne nazwiska! Poruszające wyznanie byłego gracza Manchesteru United. Wprost o depresji i alkoholu Wszystko zaczęło się od momentu, gdy mama Lingarda zaczęła chorować na depresję. Życie byłego gracza "Czerwonych Diabłów" wywróciło się do góry nogami. 30-latek nie mógł się skupić na trenigach, myślami był gdzieś indziej. To wpłynęło na jego dyspozycję. Fani szybko zauważyli spadek formy zawodnika. Wylała się na niego fala krytyki. Pomocnik Nottingham Forest nie radził sobie z obraźliwymi komentarzami kibiców. Nerwy i choroba matki wpłynęły na jego stan psychiczny. Anglik odniósł się również do problemu z alkoholem, po który często sięgał. "Piłem przed snem. Gdy patrzę wstecz, to zastanawiam się, po co ja to w ogóle robiłem. Ale wtedy potrzebowałem czegoś, co uśmierzy mój ból. Chciałem zapomnieć o otaczającej rzeczywistości. Niestety było dziesięć razy gorzej" - dodał. Zmarnowany sezon reprezentanta Polski. A będzie jeszcze gorzej