W końcówce pierwszej połowy spotkanie Hiszpan w okolicy środka boiska po prostu upadł. Nie był atakowany przez żadnego z rywali. Takie zdarzenia, bez kontaktu z rywalem, nie wróżą nic dobrego, bo nie wiadomo jaka jest przyczyna. Pierwszy, by udzielić mu pomocy, doskoczył Mikael Ishak z Lecha i ułożył Ramireza w pozycji bezpiecznej. Na boisku pojawili się ratownicy medyczni i karetka pogotowia. Pomoc trwała dość długo, ale w końcu piłkarz trafił na nosze i pojechał do szpitala. Jeszcze na boisku odzyskał przytomność. Okazało się, że przyczyną zasłabnięcia miał być zbyt wysoki poziom glukozy. "Dani Ramirez na chwilę stracił przytomność pod koniec pierwszej połowy meczu z Lechem" - informowała rzeczniczka prasowa ŁKS. Ramirez przeszedł dodatkowe badania w szpitalu i już z niego wyszedł. W mediach społecznościowych dziękował za wsparcie nie tylko kibicom i piłkarzom ŁKS, ale także innych klubów. Zapowiedział nawet, że postara się o gola lub asystę w najbliższym spotkaniu z Górnikiem Zabrze. "Cieszę się, że wróciłem. Z moim sercem wszystko dobrze, mogę grać, mogę być z drużyną." - zapewnił Ramirez. Konsekwencje miało jednak nieudolne działanie służb medycznych. Okazało się, że ratownicy medyczni nie potrafili właściwie założyć Ramirezowi kołnierza ortopedycznego. Firma Ratmark w oświadczeniu samy przyznała się do błędu. Firma zabezpieczająca mecz ŁKS przyznaje sie do błędu "Firma przeprasza za zaniedbanie, do którego doszło z udziałem naszego pracownika podczas meczu ŁKS - Lech. Składamy to na karb ludzkiego błędu pracownika medycznego, który chcąc udzielić szybkiej pomocy kontuzjowanemu zawodnikowi, choć intencje miał oczywiście jak najlepsze, prawdopodobnie, pod wpływem emocji (mecz w obecności 15 tys. widzów) popełnił błąd. (...) Ta nieprofesjonalna sytuacja nie powinna mieć miejsca" - napisała. Suchej nitki na ratowniku nie pozostawili eksperci od zabezpieczenia medycznego. "I się okazało, jaka jest jakość, a właściwie, że jest >>jakoś<< z zabezpieczeniem medycznym, które podobno w ekstraklasie jest na wysokim poziomie. Zaczęło się niewinnie - od założenia kołnierza ortopedycznego w sposób wywołujący dyskomfort u pacjenta. To, że nie spełnia w tej pozycji swojego podstawowego zadania jest tak samo ważne jak to, że kompletnie (wg. ITLS i PHTLS) nie było ku temu wskazań" - napisał na instagramie Jan Świtała, ratownik medyczny. ŁKS nie pozostawił sprawy bez reakcji. Przeanalizował działanie firmy odpowiedzialnej za zabezpieczenie medyczny, rozmawiał z ekspertami i jak udało nam się ustalić, postanowił rozwiązać umowę z Ratmark. W klubie usłyszeliśmy, że po to zatrudniają specjalistów, by mieć do nich pełne zaufanie. Zwłaszcza że podczas meczu na trybunach jest kilkanaście tysięcy osób, którym trzeba zapewnić bezpieczeństwo.