- Ponad trzy miesiące nie było pana z zespołem. Jak po takim okresie powracający szkoleniowiec ocenia drużynę i zmiany jakie w niej zaszły? - Niektórzy zawodnicy zmienili fryzury, doszły też jakieś dwa fotele, więc jak widać coś się zmieniło. Mówiąc jednak poważnie nie mogę w tej chwili ocenić zespołu. Po czterech miesiącach muszę wejść w trening, dokładnie się przyjrzeć zespołowi i ustawić go jakoś. W tej chwili jest zbyt wcześnie na komentarze, bowiem moja praca na razie ograniczyła się do dzisiejszego rozruchu. To za mało na wyciągnięcie wniosków. Skupiamy się przede wszystkim na jutrzejszym meczu i to zaprząta nam teraz głowę. - Wiele ostatnio mówi się o złej atmosferze w zespole i z pańskim przyjściem wiąże się duże nadzieje w poprawieniu tej kwestii. Jak więc szatnia przywitała pana? - O to jak zmiany oceniają zawodnicy trzeba zapytać ich. Dzisiaj po moim wejściu do szatni było trochę śmiechu i wydaje mi się, że chłopcy dobrze przyjęli mój powrót. W większości przecież znamy się, więc z braku czasu mogliśmy pominąć przedstawianie się. Dzisiaj porozmawialiśmy przede wszystkim o sprawach, o których musimy zapomnieć. Nie możemy sobie zaprzątać niczym głowy przed jutrzejszym meczem. Ostatnio wiele kłopotów się spiętrzyło i musimy sobie z tym szybko poradzić. Ja będę starał się robić wszystko, by sytuacja wróciła do normy. Będę politykiem, mediatorem i przede wszystkim trenerem, który postara się stworzyć odpowiednią atmosferę do pracy i grania. Wszyscy przecież musimy mieć z tego frajdę - i piłkarze i kibice - musimy być jak jedna wielka rodzina. - Edward Lorens w ostatnim okresie próbował wielu zmian, które teoretycznie miały na celu przestawić drużynę na bardziej ofensywny styl grania. Efekt nie był zbyt okazały, ale może jakieś próby przypadły panu do gustu i będzie pan starał się kontynuować ich wprowadzanie? - W tym sezonie na żywo widziałem tylko nieszczęsny mecz z Dyskobolią na którym mnie pożegnaliście. Pozostałe spotkania na ile to możliwe oglądałem w telewizji. Wiadomo, że każdy trener ma swoją wizję prowadzenia zespołu i nawet każdy z kibiców widziałby poszczególnych zawodników na różnych pozycjach. Moim zadaniem jest przypatrzenie się nowym zawodnikom i wyłowienie tych najlepszych. Często też zdarza się tak, że znajomi gracze w kilka miesięcy odnotują spore postępy, inni zaś stracą formę. Trzeba więc z tego co tu zastałem stworzyć monolit, który będzie dobrze się bronił, ale i skutecznie atakował. Zagramy tak jak wymaga tego nowoczesna piłka. - Kibice długo czekali na rozmowę prezesa Piotra Dziurowicza z trenerem Żurkiem. W jakiej atmosferze ostatecznie przebiegło spotkanie? - Nie mogę przystąpić do pracy z tym całym bagażem jaki pozostał po mojej poprzedniej kadencji. W sprawach finansowych więc udało nam się porozumieć. Oprócz tego omówiliśmy wiele innych rzeczy. Sporo tematów ostatnio przybyło, to wszystko się spiętrzyło. Siedzieliśmy długo, ale między mną a prezesem nie ma teraz żadnych niedomówień. Jak dorośli ludzie wyjaśniliśmy sobie wszystko. Mogę zająć się już tylko myśleniem o jutrzejszym spotkaniu, bo to będzie bardzo ważny początek. Zapraszam na ten mecz wszystkich kibiców. Ich obecność będzie dla nas bardzo ważna. Potrzebujemy punktów, nadziei i chęci do dalszej pracy, której wiele przed nami. Zależy nam na tym, żeby media zaczęły zajmować się nami z powodu dobrych wyników, a nie afer pozasportowych. Dlatego też jeszcze raz wszystkich zapraszam na ten mecz i proszę o głośny doping. To jest nam bardzo potrzebne. - Nie boi się trener, że jak coś nie wyjdzie to straci tą całą sympatię kibiców? - To jest dobre pytanie. Wchodzę do zespołu w sytuacji jakiej sam się nie spodziewałem. Praktycznie nie mam teraz czasu, aby poustawiać wszystko tak jakbym chciał. Proces układania zespołu wymaga kupę czasu. To co udało nam się osiągnąć w zeszłym sezonie to nie efekt tego, że po prostu sobie graliśmy. Długo i uporczywie to ćwiczyliśmy. Nie wiem jak w tej chwili przygotowana jest drużyna do sezonu. Zdaję sobie sprawę z tego, że na początku może być ciężko, ale biorę na siebie odpowiedzialność za wszystkie wyniki.