- Na pewno pierwsza połowa nie wskazywała na to, że takim wynikiem zakończy się to spotkanie. Jednak zagraliśmy tak, jak zawsze gra Wisła, czyli do strzelenia pierwszej bramki, potem już grało się trochę luźniej. Zagłębie musiało zmienić taktykę, a my mogliśmy grać konsekwentnie i kontratakować - dodał "Żuraw". - Podobną bramkę, jak ta pierwsza, strzeliłeś chyba w Płocku? - Podobną. Duża w tym zasługa Marka Zieńczuka, który bardzo dobrze dograł mi piłkę, a ja potem starałem się wywieść w pole obrońców. - W porównaniu do ostatnich meczów ligowych, stworzyliście sobie sporo sytuacji strzeleckich. - Tak, widać było poprawę w naszej grze. Nawet ta pierwsza połowa wyglądała lepiej niż w ostatnich spotkaniach. Myślę, że przed derbami z Cracovią, ten wynik dla nas i kibiców jest budujący. Można optymistyczniej spojrzeć w przyszłość. - Widać było u Ciebie pewną ulgę po strzeleniu tej pierwszej bramki. - Wiadomo, że jak jest 0:0 i piłka wpadnie do siatki to jest to ulga i wszyscy odetchnęliśmy. Cieszy natomiast to, że ten jeden gol nas nie zadowolił i dalej chcieliśmy ten wynik podciągnąć i skończyło się dosyć wysoko. - W klasyfikacji asyst gonisz już Marka Zieńczuka... - Ja nie myślę w ten sposób. Dążymy do mistrzostwa Polski i chcemy je jak najszybciej uzyskać, zdobywając jak największą przewagę punktową. Chcemy też, aby gra sprawiała nam radość, żeby to nie były męczarnie. To, że dołożę w meczu asystę czy gola, to na pewno mnie osobiście cieszy, ale taką rywalizację traktuję zabawowo. - Za co dostałeś żółtą kartkę w końcówce spotkania? - Według mnie, trafiłem czysto w piłkę. Potem zawodnik Zagłębia zagrał trochę nieczysto, bo mnie popchnął. Ja tylko stałem, nic nie robiłem i dostałem żółtą kartkę, rzekomo za sprowokowanie. Nie uważam, że tak było. - Czy już myślisz o derbach? Czujesz ten smaczek tego piątkowego meczu? - Tak, ale to normalne, bo każde derby rządzą się swoimi prawami i na pewno ten mecz wyzwoli w nas jeszcze więcej woli walki i ambicji. Teraz mamy trochę odpoczynku, a później trzeba skoncentrować się na meczu z Cracovią. Andrzej Łukaszewicz, Kraków