Wszyscy dobrze wiedzą, że Primera Division to było moje marzenie - żali się na łamach "Przeglądu Sportowego" Maciej Żurawski. 27-letni napastnik Wisły, który w ubiegłym tygodniu przekroczył granicę 100. goli strzelonych w ekstraklasie, nie ukrywa rozgoryczenia decyzją działaczy z Reymonta, którzy zbyt wysoką ceną zniechęcili przedstawicieli RCD (Real Club Deportivo - przyp. red.) Mallorca do transferu "Żurawia". - Moim zdaniem Wisła dyktuje zaporową cenę wiedząc, że nikt nie wyłoży takich pieniędzy. Myślę, że oni nie chcą mnie sprzedać. Trzeba chodzić po ziemi. Nasza liga nie jest najmocniejsza w Europie i mówienie, że Żurawski powinien wyjechać do klubu z pierwszej piątki ligi angielskiej jest głupotą - twierdzi "Żuraw", który jest zniesmaczony faktem, że nikt z działaczy nie poinformował go o ofercie z Hiszpanii. - O wszystkim dowiedziałem się dopiero po meczu w Madrycie. Podszedł do mnie Mauro Cantoro i powiedział, że przyjechał menedżer z Majorki i pyta czy mogę z nim pogadać. Zgodziłem się, a Mauro był tłumaczem. Hiszpan powiedział, że Real Mallorca bardzo chce mnie pozyskać i zamierza podjąć rozmowy z działaczami Wisły. Zrobiło to na mnie wrażenie. Niestety warunki podyktowane przez Wisłę były nie do zaakceptowania - wyjaśnił Żurawski, który zdaje sobie sprawę, że być może stracił swoją życiową szansę. - Możliwość regularnych występów przeciwko takim zespołom jak Real Madryt czy Barcelona przemawiała do mojej wyobraźni. Okazja była wyjątkowa, bo klub z Majorki szuka napastnika po tym jak Samuel Eto'o odszedł do Barcy. Ten transfer byłby dla mnie strzałem w dziesiątkę. Żal pozostanie - wytłumaczył najlepszy napastnik Wisły, rozważający bardziej stanowcze kroki. - Dziwię się, że prezes ze mną nawet nie porozmawiał, nie spytał. Zastanawiam się czy nie zmienić swojego zachowania i zareagować bardziej zdecydowanie. Być może wtedy osiągnąłbym swój cel - złości się Żurawski.