Podopieczni Henryka Kasperczaka wszystkie bramki zdobyli wprawdzie po przerwie, ale mimo tego popularny "Żuraw" ani przed moment nie wątpił w pewne zwycięstwo. - Wychodząc na drugą połowę, wiedziałem, że wygramy różnicą przynajmniej dwóch, trzech goli. Sprawdziło się - wyjaśnił piłkarz w rozmowie z "Życiem Warszawy". - Szczerze mówiąc, to był łatwiejszy mecz niż z Górnikiem Łęczna. Stworzyliśmy znacznie więcej dogodnych sytuacji niż tydzień wcześniej. Co się napastnikowi Wisły zdarza dość rzadko, zaliczył on w spotkaniu więcej asyst niż goli. - Trzeba było w końcu zaistnieć w rubryce "asysty" - zażartował Żurawski. - Górne piłki padały z reguły łupem polonistów, więc podawałem po ziemi. Inna sprawa, że gdybyśmy wykorzystali wszystkie sytuacje, wynik byłby bardzo wysoki. Według "Żurawia", piłkarze "Czarnych Koszul" grali w Krakowie zbyt ostro. - Nic dziwnego, że jeden z nich dostał czerwoną kartkę (Udarevic - przyp. red.). Może mieć pretensje tylko do siebie - stwierdził Po sobotnim spotkaniu napastnik "Białej Gwiazdy" ma na swoim koncie 99 goli zdobytych w ekstraklasie, a przy odrobinie szczęścia mógł już wejść do elitarnego klubu "100". - Nie miałem nic przygotowanego na tę okazję. Może więc dobrze, że nie zdobyłem? A tak poważnie, coś trzeba wymyślić. Może koledzy mi podpowiedzą. Będzie czas, mamy teraz dwa tygodnie w przerwy w lidze - stwierdził Żurawski. - Swoją drogą, najlepiej byłoby strzelić następną bramkę w meczu z Realem. Może wówczas ktoś mi ją zaliczy jako setną. "Królewskim" będzie najlepszym sposobem utarcia im nosów.