- Owszem, mecz okazał się dość ciężki, jednak każde spotkanie na tym poziomie rozgrywek nie jest łatwe,i to niezależnie od przeciwnika. Trzeba też jednak dodać, iż bardzo ciężko gra się w takiej duchocie, a było naprawdę gorąco. Wynik cieszy, gra trochę mniej, aczkolwiek został jeszcze tydzień czasu do meczu w Baku, więc jest szansa na poprawienie kilku elementów gry, analizę tego spotkania i wyciągnięcie jakiś wniosków. - Czy tylko tą duchotą możemy tłumaczyć słabszą grę reprezentacji Polski, zwłaszcza po przerwie? - Myślę, ze spokojnie podejdźmy do kwestii pogody i samej gry, najważniejsze jest jednak zwycięstwo, natomiast każdy myśli tak naprawdę o meczu o punkty, bo jednak to jest najważniejsze. Teraz nikt nam punktów do tabeli nie dopisze, wszyscy podświadomie odczuwamy to, że najważniejszy będzie mecz z Azerbejdżanem. - Bramka padła już w 34. sekundzie, przypominasz sobie, abyś tak szybko umieścił piłkę w siatce przeciwnika? - Na gorąco... ciężko mi sobie przypomnieć. Nie miało to jednak nic wspólnego z elementem zaskoczenia, jaki miałby nam nakazać trener, co sugerują w żartach niektórzy dziennikarze. Po prostu dostałem doskonałe podanie, takie jakie lubię najbardziej i nie pozostało mi nic innego, jak to wykorzystać. - Jednak później mimo wszystko tych podań brakowało. Przydałby się dziś Mirosław Szymkowiak? - Tak, jednak już nie chciałem o tym wspominać. Na sobotę Mirek oraz Sebastian Mila dojadą z zagranicy i gra, zwłaszcza w ofensywie, znacznie się poprawi. - Ta bramka chyba padła trochę za szybko? Później już gra nie kleiła się tak, jak na początku. - Nie, na pewno nie - gole nigdy nie padają za szybko. Nie pogniewałbym się, abyśmy również z Azerami tak szybko strzelili bramkę, gdyż zapewne ustawiłoby to mecz pod naszą reprezentację i zburzyło taktykę przeciwnika. Nie wydaje mi się, aby sobotni rywal zagrał z nami tak otwarcie, jak wcześniej w Polsce. - Jak Ci się gra w Szczecinie, gdzie reprezentacja jeszcze nigdy nie przegrała! Czy nie powinniście tutaj zacząć rozgrywać meczów eliminacyjnych? - Tak, rzeczywiście, coś w tym jest. Stadion jest jak widać dla nas szczęśliwy, publiczność też dopisuje, więc jestem jak najbardziej za, chociaż... jest to jednak kawał drogi z Krakowa, ale warto (śmiech)! - Maćku, jak z Twoim zdrowiem, narzekałeś ostatnio na problemy z nogą, które uniemożliwiały normalne treningi. - Dokładnie, narzekałem trochę na łydkę, ale w końcu udało się wyleczyć ten uraz, i nic nie stoi na przeszkodzie, abym wystąpił za tydzień w meczu o punkty. Mimo końcówki sezonu wcale nie czuję się zmęczony, a forma - jak widać - dopisuje. Ernest Antos, Szczecin