Skoro wszystkie karty są już znane, to my też wyłóżmy je na stół. Ten sam, o którym mówił Francuz, gdy niedawno porównywał się do Messiego i Ronaldo, sugerując, że w tym roku osiągnął ich poziom. Przesadził? Co do formy - być może tak, w końcu nachalne zwracanie na siebie uwagi nie zawsze musi przynieść pożądany efekt, ale przyznajmy wprost - na boisku nikt w tym roku nie wywierał na swoją ekipę większego wpływu, nikt nie strzelał tak ważnych bramek, nikt nie był bardziej obecny w kluczowych momentach. We wszystkich meczach o dużą stawkę. Czy to dość, aby przekonać jurorów z około 190 krajów? Na razie pewne jest jedno: na ostatni tydzień swoje typy zostawiło aż 30 procent z głosujących dziennikarzy. To standard, bo wielu chce przed podjęciem decyzji wziąć pod uwagę dosłownie wszystkie elementy. A tuż przed dzisiejszym zamknięciem głosowania grała przecież jeszcze Liga Mistrzów... Niemal cała "trzydziestka", która przed miesiącem stanęła do walki o Złotą Piłkę miała więc okazję rzutem na taśmę zdobyć dodatkowe punkty. Czy ktoś rzucił na kolana? Nie, więc to ostatnie wrażenie będzie pewnie miało niewielkie znaczenie. A przynajmniej nie powinno mieć - w roku, w którym było tyle meczów o stawkę. Znacznie większą stawkę. Najważniejsza walka o cenne punkty rozegrała się bowiem na mundialu w Rosji i wiosną w europejskich pucharach. Jeśli ktoś powinien zapunktować jesienią, to w ważnych meczach o stawkę w Lidze Narodów albo dzięki wyjątkowemu błyskowi. Zdradźmy od razu - byli tacy. Koniec złotej dekady, w której rządzili Messi i Ronaldo? Lata, w których rozgrywany jest mundial są dla Złotej Piłki szczególne. A przynajmniej takie były w ostatnich edycjach. Którym rozgrywkom przyznać bowiem wyższość - mistrzostwom świata, które można oglądać raz na cztery lata czy Lidze Mistrzów, w której gwiazdy błyszczą co roku? Jednoznacznej odpowiedzi nie ma, choć zdawałoby się, że turniej grany rzadziej ma jednak większą wartość. A jednak ani w 2014 roku, ani w 2010 nie miało to większego znaczenia. Nikt z niemieckich zawodników sprzed czterech lat, ani nawet Andres Iniesta, hiszpański mózg zespołu i strzelec decydującego gola w finale w RPA nie zbliżyli się do Złotej Piłki w tamtych latach. Powodów było kilka. Bezwzględna dominacja Messiego i Ronaldo, którzy w ostatniej dekadzie wzięli wszystko, co było do wzięcia, dzieląc solidarnie po pięć tytułów dla siebie; zupełnie inny system głosowania, gdy - w wyniku sojuszu z plebiscytem FIFA (w latach 2010-2015) oprócz dziennikarzy swoje typy oddawali też selekcjonerzy i kapitanowie reprezentacji, ale też wyjątkowo marketingowy wymiar nagrody, promujący te dwie gwiazdy, zdawałoby się, bez względu na wszystko. Pewności jeszcze nie ma, ale wiele wskazuje na to, że ten okres się kończy. Tak, tak, wiemy - byłoby co najmniej nierozsądne skreślać Argentyńczyka i Portugalczyka, ale faktem jest, że Messi nie odegrał w Champions League żadnej roli, a o mundialu chciałby jak najszybciej zapomnieć. Ronaldo może wprawdzie pochwalić się kolejną Ligą Mistrzów i poprawnym występem na mistrzostwach świata (4 gole), ale w decydujących momentach zatracił dobrze znany błysk. Ani w półfinale, ani tym bardziej w finale LM nie zachwycił, z Rosji wrócił szybko, zostawiając za sobą tylko niezapomniany występ przeciwko Hiszpanii. Trochę za mało. Kto zatem wyróżnił się w tym roku znacznie bardziej? Wiele punktów, właśnie za pierwszą część sezonu zyskał w dość powszechnym odczuciu Luka Modrić. Chorwat wygrał Ligę Mistrzów z Realem, doprowadził też reprezentację do finału mistrzostw świata. FIFA wybrała go nawet najlepszym graczem turnieju, choć trudno powiedzieć, żeby w kluczowych spotkaniach wyjątkowo odcisnął swoje piętno. Paradoksalnie, wicemistrzowie świata mogli przez niego dużo wcześniej wrócić do domu, bo w spotkaniu z Danią zaraz na początku fazy pucharowej tuż przed końcem dogrywki nie wykorzystał karnego. Inny paradoks - Modrić rozegrał bodaj najlepszy mecz już po mundialu, w barwach Realu z Romą (wyśmienite podanie do Bale'a!), ale z drugiej strony klęska w kadrze z Hiszpanią (0-6) w Lidze Narodów chwały mu nie przynosi. Wszystkie zasługi Griezmanna W finałowej "30" (bez Roberta Lewandowskiego, którego kandydatura, jak potwierdziliśmy w "FF", nie była szerzej rozważana) znalazło się najwięcej Francuzów, aż siedmiu - co zrozumiałe, w końcu tytuł mistrza świata zobowiązuje - ale tak naprawdę w walce o trofeum liczy się trzech. Raphael Varane zdobył w tym roku wszystkie najważniejsze trofea - w klubie i w reprezentacji, a Kylian Mbappe miał niesamowite przebłyski. Na mundialu przyćmił Messiego w bezpośrednim pojedynku, dołożył gola w finale, zyskał uznanie Pelego, wchodząc od razu na najwyższy poziom, znalazł się na okładce amerykańskiego "Time'a", a na deser trafił cztery razy w jednym meczu. Co prawda tylko w hicie Ligue 1 z Lyonem, ale zawsze. Nie ma wątpliwości, że to wystarczy na zwycięstwo w nowej kategorii utworzonej przez "FF" dla młodego piłkarza, ale czy od razu na największy laur? Analizując bardziej dokładnie, Griezmann (poprawna wymowa to właśnie "Griezman", jak zaznacza sam zawodnik w swojej biografii) nie zawiódł w żadnym momencie. Można wydziwiać, że wiosną była tylko Liga Europy, ale od ćwierćfinału Francuz z Macon strzelał w niej najważniejsze gole, doprowadzając swoje Atletico do końcowego triumfu. Na mundialu od fazy pucharowej też odcisnął swoje piętno w każdym (!) meczu, będąc prawdziwym liderem na boisku. Przeciwko Belgom w półfinale był klasą dla siebie, wytrzymał też napięcie w najważniejszym momencie finału, gdy przy jedenastce stanął oko w oko z Subasiciem. Chorwaci mieli wtedy psychologiczną przewagę, gdyby gol z karnego nie padł, losy finału byłyby inne. Bez dwóch zdań. Jesienią nie spuścił z tonu. Nawet jeśli przy zdobyciu Superpucharu Europy nie odegrał kluczowej roli, to ostateczną pieczęć postawił w ważnym meczu z Niemcami w Lidze Narodów. Dwa gole w sytuacji, gdy drużyna tego najbardziej potrzebowała. Można mieć wątpliwości, czy sam Griezmann powinien był głosić w ostatnich tygodniach z uporem godnym lepszej sprawy, jak bardzo zasługuje na Złotą Piłkę, ale trudno znaleźć zawodnika, który w tym roku tak dobrze spisywał się w meczach o dużą stawkę. Czy uznał, że powinien był lepiej usłyszany? Walka w mediach z odrobiną... polityki Zresztą, odbywająca się w tle walka medialna głównych kandydatów, z domieszką... polityki, była równie ciekawa. Jeśli "Grizou" pozwalał sobie na stwierdzenie, obrazowo, że siedzi przy tym samym stole co Messi i Ronaldo, robił to w hiszpańskojęzycznym dzienniku "As". Jeśli potem łagodził przekaz, twierdząc, że chodziło mu jedynie o ten rok, wypowiadał się dla "France Football". Również we francuskim magazynie Ronaldo po raz pierwszy zgodził się na długi wywiad po przejściu do Juventusu i po oskarżeniach o gwałt sprzed dziewięciu lat. Przypadek? Niekoniecznie. Z kolei Mbappe, pytany o najlepszą piątkę w pogoni za Złotą Piłką wymienił... siebie, pomijając np. Griezmanna, a prezes francuskiej federacji, podobnie jak Michel Platini, wzięli w obronę Varane'a. Też nieprzypadkowo, choć mogli wymienić innych rodaków. Akurat w tych zagraniach należy dopatrywać się polityki z dość subtelnym przekazem. Cel? Osłabienie... Modricia. Dlaczego Chorwat miałby zgarniać laury, skoro Varane, jego kolega klubowy, ma większe sukcesy? Ligę Mistrzów wygrał tak samo, w finale grał nawet lepiej, nie mówiąc o mundialu, bo wiadomo, kto zdobył tytuł. To rozumowanie dość logiczne, ale kryje się w nim pewna pułapka. Poważna. Francuzi mają generalnie jeden problem - mistrzostwo świata zdobyli w pierwszej kolejności dlatego, że stanowili drużynę, a dopiero w drugiej dlatego, że mieli (mają) kilka wielkich gwiazd. Oddane na nie głosy mogą się rozproszyć. A wtedy ani zachwyt nad Mbappe, ani elegancja Varane'a, ani przede wszystkim skuteczność, gracja i spryt Griezmanna nie przeważą szali. Choć powinny. Jak "w starych dobrych czasach", przed erą dwóch kosmitów, gdy trofeum zgarniał mistrz świata, dodając temu wyróżnieniu należnego sznytu. Powiedzielibyśmy - wyjątkowości. W redakcji "FF" już prawie wiedzą. Tegorocznym laureatem Złotej Piłki został... Odpowiedź - 3 grudnia. Remigiusz Półtorak