"Ja już się przyzwyczaiłem do krytyki - co byśmy nie zrobili, to jest źle. Kiedyś wszyscy się napinali - wywalić "dziadków", co siedzą w Legii. Teraz im się nie podoba, że są młodzi. Zawsze znajdzie się powód do tego, żeby być na "nie" - tłumaczy Zieliński na łamach "Przeglądu Sportowego". Trener Legii nie uważa, że jest za "miękki" dla swoich podopiecznych. "Nie jestem typem krzykacza. Wolę im pokazać, jakie popełniają błędy, bo możesz kogoś opieprzyć, ale co z tego, skoro nie wyciągnie z tego żadnych lekcji. Tak jak w każdej innej pracy. Jak wszyscy wokół "walą cię w ryj", a na dodatek szef przestanie w ciebie wierzyć, to już jest koniec" - powiedział. Czego potrzeba Legii, aby grać lepiej? "Dwóch, trzech klasowych piłkarzy. Prawdziwych gwiazd" - stwierdził Zieliński. Dlaczego ich więc nie kupiono? "Umówmy się, do polskiej ligi nie przyjdzie żaden dobry piłkarz z dobrej ligi. Interesowaliśmy się np. Słowakami. Chcieliśmy ściągnąć Martina Jakubkę z Dukli Bańska Bystrzyca, ale był drogi. Rozmowy z takim piłkarzem zaczynają się od miliona euro, a kończą zazwyczaj na półtora miliona. Załóżmy, że taki napastnik strzeli w sezonie 10-14 bramek, czyli jednak kosztuje kilkadziesiąt tysięcy euro... przecież musi być jakaś kalkulacja!" - tłumaczy szkoleniowiec Legii. Czy w takiej sytuacji warszawianie mogą zdobyć mistrzostwo Polski? "Mamy na to szanse i taki stawiamy sobie cel. Obiecałem przed sezonem tytuł. I wcale się z tego nie wycofuję" - dodał Zieliński.