"Miałem dziewięć lat. Codziennie rano wychodziłem z domu, ale zamiast do szkoły szedłem na obiekty Zawiszy Bydgoszcz, gdzie wtedy na zgrupowaniu przebywali piłkarze Górnika Zabrze. Była zima, mróz, ale ja stawiałem tornister pod oknem hali, wspinałem się po tym tornistrze i podglądałem, jak ćwiczą Ernest Pohl, Zygfryd Szołtysik, Erwin Wilczek, no i mój wtedy absolutny idol - Włodzimierz Lubański. Patrzyłem na nich jak urzeczony. Wiedziałem jedno: chcę robić w życiu to, co oni. Trzynaście lat później grałem w finałach mistrzostw świata w jednej drużynie z Włodkiem" - opowiedział kończący w czwartek 50 lat Boniek w "Życiu Warszawy". "Zibi" lubił jednak szkołę. "Może nie zawsze byłem pilnym uczniem, ale lubiłem tam chodzić. Koledzy, koleżanki, wspólne draki na przerwach, pierwsze prywatki, pocałunki. Założyłem się kiedyś z kolegami, że pocałuję w tańcu najlepszą uczennicę w szkole i to taką bardzo wzorową, która chadzała w poczcie sztandarowym. Pocałowałem ją, a ona oddała mi pocałunek. Po trzydziestu latach jesteśmy ciągle razem. To była moja obecna żona" - stwierdził Boniek. Mimo że mógł grać w piłkę godzinami, nie tylko ona była mu w głowie. "Lubiłem też oglądać filmy. Uwielbiałem np. "Bonanzę". To był serial o rodzinie Cartwrightów - osadników na Dzikim Zachodzie. Całkiem niedawno jakaś telewizja wznowiła ten film. Chętnie sięgam też po kasety "Czterech pancernych i psa", "Stawkę większą niż życie". Wracają klimaty z dzieciństwa - powiedział.