Zbigniew Boniek, od kiedy przestał być prezesem PZPN, złapał formę na miarę Ligi Mistrzów. Wiceprezesura w UEFA to obowiązki bardziej reprezentacyjne niż biurowe, dlatego "Zibi" ma więcej czasu na retoryczne potyczki na portalu X, gdzie punktuje przedstawicieli odchodzącej władzy. Dziś z kolei Bońka pochłonęła dłuższa forma w postaci wywiadu dla weekendowego wydania "Gazety Wyborczej", który przeprowadził Rafał Stec. Rozmowa toczy się generalnie na dwóch płaszczyznach. Jedna dotyczy przeszłości i czasów słusznie minionych. Boniek wyjechał z komunistycznej Polski do Juventusu Turyn w wieku 26 lat mimo, że przepisy pozwalały na wyjazd piłkarzy od 28 roku życia. Zazdrośnicy, których w Polsce nie brakuje sugerowali jakiś zgniły kompromis z ówczesną władzą, czego wyrazem miało być założenie przez Bońka koszulki ZSRR po zwycięskim remisie z "Krajem Rad" na Camp Nou. Oczywiście dzisiejsi krytycy wyrywają rzecz z kontekstu nie pamiętając, że np. innych meczach "Zibi" nosił koszulkę rywali, co traktował jako pewnego rodzaju trofeum i skalp. Zbigniew Boniek nie gryzie się w język. Tej podłości nie umie skomentować - Totalny absurd. Po innych meczach tych samych mistrzostw zakładałem stroje Kamerunu, Peru, Francji. Wymiana koszulek z rywalami to tradycja, pozbawiona jakiegokolwiek tła politycznego. Choć akurat tamten dzień miał podteksty - awansowaliśmy do półfinału dzięki wyeliminowaniu ZSRR, w kraju trwał stan wojenny, na trybunach wisiały flagi z logo "Solidarności". Po ostatnim gwizdku podszedłem do polskich kibiców, wyciągnąłem rękę z palcami ułożonymi w literę V. Nazajutrz prezes PZPN Włodzimierz Reczek ostrzegał mnie, że to nie są mile widziane gesty, miał wściekłe sygnały z góry. Taki ze mnie komunista - komentuje Boniek te zarzuty. Boniek to obywatel świata, mówi że czuje się stuprocentowym Polakiem, jak również rzymianinem - w stolicy Włoch mieszka na co dzień i kocha to miasto, z miłością mówi o spacerach nad Tybrem w sobotnie poranki. Dzisiejszy czas nie jest spokojny, obserwujemy wielkie wędrówki ludów, a Italia jako kraj graniczący przez Morze Śródziemne z kontynentem afrykańskim jest celem uchodźców i emigrantów z "Czarnego Lądu". Włoska wysepka Lampedusa stała się słynna na całym świecie z powodu bezprecedensowego napływu przybyszy na tratwach, którzy szukają lepszego życia. "Zibi" daje odpór populistycznych zapędom niektórych polityków, którzy emigrantów obarczają winę za całe zło współczesnego świata. - (...) jeśli 50 m od brzegu do morza wyskakują matki z dziećmi, to myślę przede wszystkim o tym, że chcą mieć lepsze życie. Żeby nikt ich nie gwałcił, nie zabijał. Patrzę i serce mi pęka. My mieliśmy szczęście, urodziliśmy się w Europie, ale dzieci nie wybierają, gdzie przyjdą na świat, czasami los skazuje na Afganistan, Syrię, biedę w Afryce. Polska, tak jak Włochy, jest krajem granicznym. O sytuacji na granicy z Białorusią powstał głośny Agnieszki Holland pt. "Zielona granica". Boniek nie udaje, że zna odpowiedź na kryzys uchodźczy, jest w końcu tylko (i aż) jednym z najlepszych polskich piłkarzy w historii i pierwszym, który zrobił wielką karierę za granicą. - Wstydzę się przyznać, ale czasami wolę wiedzieć mniej. Zwłaszcza że nie mam na pewne rzeczy wpływu. Dostaję białej gorączki, gdy widzę, że dzieciaki stają się narzędziem gry politycznej. Skala podłości, której nie umiem skomentować - kończy bezradnie Zbigniew Boniek, który przeważnie na każde pytanie znajduje odpowiedź.