Andrzej Klemba, Interia: Tak jak w sezonie 2019/2020, tak cztery lata późnej po zaledwie roku ŁKS spadł z ekstraklasy. Nauka poszła w las? Łukasz Madej (417 meczów w Ekstraklasie): Dla mnie to nie do przyjęcia, że osoby zarządzające klubem nie potrafiły wyciągnąć wniosków. Popełniono te same błędy co przy pierwszym spadku. Przede wszystkim chodzi o dobór zawodników. ŁKS chciał grać w sposób, do którego nie miał odpowiednich wykonawców. Trener Tomasz Tułacz w Puszczy pokazał, jak to się robi i wciąż jest w grze o utrzymanie. Dostosowujesz plan do potencjału zawodników, a nie odwrotnie. Zimą udało się zrobić dobre transfery. Ci, którzy przyszli, umieją grać w piłkę, ale było za późno. Uważam, że od kilku lat ŁKS ma taki sam problem. Nie potrafi zbilansować drużyny. Jakie błędy popełniono? - Przede wszystkim przy doborze trenerów. Dopiero z Marcinem Matysiakiem gra poszła do przodu. Widać, że była chemia między zawodnikami i trenerem. Wszystko, co złe w ŁKS zaczęło się w gabinetach prezesów. ŁKS nawet nie miał złych zawodników, ale drużyna broniąca się przed spadkiem musi mieć w zespole piłkarzy, którzy podejściem, walką i zaangażowaniem porwą zespół do walki. A takich w zespole nie było. Brakowało dwóch wyrobników w środku pola, którzy podejściem poderwaliby drużynę, a ŁKS chciał grać piękną piłkę. Z moich informacji wynika, że menedżerowie proponowali dobrych zawodników na pozycję nr 6, ale klub ich nie potrzebował. W efekcie ŁKS bardzo łatwo było strzelić bramkę, a sam miał problemy, by zdobywać gole. Już przed rundą wiosenną szanse na utrzymanie nie były duże, a dopiero po zwolnieniu trenera Piotra Stokowca zespół zaczął punktować. - Matysiak przynajmniej się nie skompromitował, choć zespół zdobył zaledwie 20 punktów. Spadać można z godnością, kiedy walczy się o utrzymanie do końca sezonu. Cieniem nadziei była gra właśnie pod wodzą trenera Matysiaka. Oczywiście była wpadka w Białymstoku, ale dało się patrzeć na zespół. Co można było zrobić, by uchronić ŁKS przed spadkiem? - Stokowiec nie powinien w ogóle zostać zatrudniony. A skoro już trafił do ŁKS, to trzeba było go zwolnić już na początku listopada. Widać było od razu, że zespół nie robi postępu. Zawodnicy nie kupili tego, co on proponował. Nigdy nie powinien zostać zatrudniony. Do drużyny trzeba było wziąć trenera, który zaprowadzi spokój, a nie kogoś, kto ma opinię konfliktowego człowieka. Zimą drużyna została wzmocniona, a nadal zawodziła. Przyszła nowa miotła, a nie było żadnych efektów. Trzy punkty w dziewięciu meczach. Przez chwilę myślałem, że może lepiej było przywrócić Moskala, bo na przykład w Śląsku Wrocław to zdziałało z powrotem Jacka Magiery. Jednak za pierwszym razem ŁKS z trenerem Moskalem też nie poradził sobie w ekstraklasie. - Było wiadomo, jaka jest koncepcja szkoleniowca. Cztery lata temu nie wypaliła i teraz Moskal chciał robić tak samo. W ŁKS zabrakło jednak decydującego głosu właściciela czy dyrektora sportowego, że trzeba jednak grać inaczej. Bo wiemy, co może nas czekać. Trzeba dostosować taktykę do potencjału zawodników. Może trzeba było wręcz podziękować szkoleniowcowi po awansie i szukać kogoś, kto poradzi sobie w ekstraklasie. W którym momencie był pan przekonany, że ŁKS spadnie? - To były dwa mecze jeden po drugim - z Koroną Kielce i z Widzewem. Derby Łodzi były kompromitacją ŁKS. Rywal nastawił się na walkę, a po pierwszej połowie było jasne, że ełkaesiacy nie potrafią nawet walczyć. Widzew wygrał i niesamowicie urósł, a ŁKS totalnie upadł. Szanse już wtedy były małe, ale jeszcze można było próbować walczyć. I tu wracamy do sedna sprawy. Stokowiec powinien zostać zwolniony już na początku listopada, a nie dopiero po derbach Łodzi. U trenera Matysiaka ci sami zawodnicy w końcu zaczęli punktować. - Bo te zimowe transfery naprawdę były niezłe. Tyle że przyszli zawodnicy po przejściach, którzy nie grali i musiało upłynąć trochę czasu, by wrócili do formy i pokazali umiejętności. Mieli wahania, ale Durmisi, Balić czy Mamadow to była wartość dodana. Jednak w tych wspomnianych dwóch meczach jeszcze był Stokowiec i nie było chemii w zespole. Naprawdę nie było w ŁKS zawodnika, który pociągnąłby zespół do walki? - Według mnie nie było. Widzewowi wystarczył jeden transfer, który był mentalnym wielkim krokiem do przodu. ŁKS takiego nie zrobił. Przyszedł Rafał Gikiewicz, zdjął presję z innych, bo przecież ten zespół też był blisko strefy spadkowej. Wiadomo jaka to medialna postać, a do tego pokazał się też na boisku i wybronił kilka meczów. Kapelusze z głów dla tego, kto przesądził o tym transferze. Niesamowicie Widzew z nim urósł. A w ŁKS są właściwie sami grzeczni chłopcy. Żaden z nich nie potrafi walnąć pięścią w stół. To taka drużyna bez emocji. Trochę szalony Tejan próbował, ale obcokrajowiec ma zawsze trudniej. Nie ma kozaka, który wziąłby na siebie odpowiedzialność. A taką osobą nie mógł być Adam Marciniak, który po meczu z Górnikiem Zabrze powiedział co myśli o grze drużyny i za chwilę został odsunięty? - To był kolejny błąd. Adam to chłopak stąd, ełkaesiak. Ja bym chciał mieć go w drużynie, nawet nie musi grać. On tylko powiedział prawdę i ktoś poczuł się urażony. Może w ten sposób chciał przekazać, że zespół nie ma odpowiedniego trenera. Będę go bronił, bo nie zaciemniał obrazu, tylko był szczery do bólu. Miał w momencie kompromitacji powiedzieć, że będą wygrywać? Pokazał, że jest problem, ale łatwiej było się pozbyć jego. Co czeka ŁKS w pierwszej lidze? - Wiele zależy od tego, jakie będą finanse, ale nie ma co ukrywać, że przed drużyną bardzo trudny sezon. Przekonamy się na ile niezależny będzie Robert Graf [wiceprezes odpowiedzialny m. in. za transfery - przyp. red.] w budowie zespołu. Kandydatów do awansu będzie wielu. ŁKS po spadku nie będzie miał szkieletu drużyny. Mało tego, słyszę, że odejdzie aż 15 zawodników. To będzie rewolucja i zanim zespół się zgra, sporo czasu minie. Przykład Wisły pokazuje, jak wielką rolę w pierwszej lidze odgrywają cechy wolicjonalne. Zdobyła Puchar Polski, wygrała w Widzewem i Piastem, a nie potrafi kolejny sezon awansować do Ekstraklasy. ŁKS czeka bardzo trudny sezon. Nie będzie głównym faworytem, choć będzie liczył się w walce o awans. Z takim stadionem, w takim mieście taki musi być cel. Rozmawiał Andrzej Klemba