Dla kibiców reprezentacji Polski niedawny mecz z Portugalczykami będzie kojarzył się ze słowem "kompromitacja". Mogło być jednak jeszcze gorzej, bo szybko z boiska mógł wylecieć kapitan biało-czerwonych, Piotr Zieliński. Kuriozalny mecz Polaków w Portugalii To z pewnością był jeden z najbardziej osobliwych meczów reprezentacji Polski w ostatnich latach. Do przerwy wszystko wskazywało na to, iż możemy śledzić "spotkanie założycielskie" drużyny Michała Probierza. Biało-czerwoni na tle Portugalczyków tworzyli sobie więcej okazji, sami z rzadka dopuszczając przeciwników we własne pole karne. Po zmianie stron zmieniło się wszystko - i to dosłownie. Na boisku odwróciły się role i gospodarze ostatecznie zdemolowali przyjezdnych, wygrywając aż 5:1. Do tego dodajmy inne kompromitujące sytuacje, jak grę Marcina Bułki w spodenkach kolegi czy brak wpisania Karola Świderskiego do protokołu meczowego i otrzymamy jedno z najbardziej rozczarowujących 45 minut w ostatnim czasie. Jak się jednak okazuje, mogło być jeszcze gorzej, o czym przekonuje były arbiter UEFA Rafał Rostkowski. Rostkowski nie ma wątpliwości: Zielińskiemu się upiekło Ekspert TVP Sport odniósł się do sytuacji z 23. minuty. Piotr Zieliński ostro zaatakował Joao Nevesa, a Donatas Rumsas pierwotnie nawet nie zauważył przewinienia. Dopiero po chwili wskazał gestem na korzyść, po czym puścił grę. Według Rostkowskiego, arbiter popełnił wówczas poważny błąd. "Zieliński sfaulował Nevesa w sposób bardzo niebezpieczny - to było przewinienie na pograniczu nierozważności i poważnego rażącego faulu. Polak próbując wybić piłkę spod nóg Portugalczyka, trafił go korkami prosto w okolice stawu skokowego i ścięgna Achillesa. Wyglądało na to, że Rumsas tego nie dostrzegł, a dopiero po chwili - gdy zorientował się lub został poinformowany, że był faul - zasygnalizował zastosowanie korzyści. Co do zasady, przy tak poważnych faulach nie należy stosować tak wątpliwych korzyści, zwłaszcza w strefie obronnej drużyny piłkarza sfaulowanego" - ocenia były sędzia międzynarodowy. Gdyby Rumsas podjął poprawną decyzję, Polacy mogliby znaleźć się w fatalnej sytuacji. Strach pomyśleć, jak mogłaby przebiec druga połowa, gdyby Polacy już od 23. minuty nie tylko grali w osłabieniu, ale i bez swojego kapitana i potencjalnie najlepszego zawodnika. Biało-czerwoni mieli w tej sytuacji szczęście, ale późniejsze wydarzenia pokazały, że nie miało to większego wpływu na wynik starcia.