Wyznanie w stylu Wojciecha Kowalczyka. Ekspiłkarz znów pokazał swoje oblicze
O Wojciechu Kowalczyku można powiedzieć bardzo wiele, ale byłemu reprezentantowi Polski na pewno nie można odmówić szczerości. Nieraz z tego powodu wywoływał duże kontrowersje. Nie inaczej jest po wywiadzie, w konwencji bardziej spowiedzi, który ukazał się na łamach "Przeglądu Sportowego".

50-letni Kowalczyk z reprezentacją Polski wywalczył srebrny medal olimpijski w Barcelonie. Wydarzenie odbyło się już 30 lat temu, a "Kowal" był wówczas piłkarzem Legii Warszawa.
Złotymi zgłoskami zapisał się w dwóch zespołach. Poza Legią, w której zapewnił sobie status wielkiej gwiazdy, stał się ulubieńcem Realu Betis, do którego trafił w 1994 roku za gigantyczną w tamtych czasach kwotę 1 750 000 dolarów. Na przestrzeni pięciu lat statystyki strzeleckie napastnika nie były wybitne (62 mecze i 14 goli), ale do dzisiaj jest w tym klubie wielce szanowany.
Wojciech Kowalczyk: Gdyby nie piłka, zapewne byłbym złodziejem
Świadczą o tym wydarzenia z tego roku, gdy "Kowal" przed meczem Realu Betis z Barceloną był witany z honorami. Odebrał pamiątkową koszulkę, a obecny prezydent "zielono-białych" serdecznie go uścisnął.
Dziś Kowalczyk młodemu pokoleniu znany jest jako momentami bardzo ostry, a często posługujący się wulgarnym językiem użytkownik Twittera. Jednak ciągle nie zatracił szczerości, czemu dał wyraz w rzeczonym wywiadzie na łamach "PS".
Na pytanie, kim by został, gdyby musiał szukać pracy poza piłką nożną, niekłamanie odparł. - Jak szczerze, to szczerze. Zapewne jak koledzy z moich młodych lat byłbym złodziejem.
W życiu Kowalczyka przez lata znana była słabość do alkoholu i tego, że lubi wysokoprocentowe trunki, w ogóle się nie wstydzi. Gdy dziennikarz skonfrontował go z pytaniem, czy jeśli istnieje niebo, to co pragnąłby usłyszeć po przekroczeniu jego bram, były piłkarz zareagował tak: - Po pierwsze niebo nie istnieje, a jeżeli już, to chciałbym usłyszeć: "Witaj, Kowal, w barze!".
Marzenie "niewidzialnego" Kowalczyka? Doba w rezydencji "Playboya"
Ze swoistej spowiedzi dowiedzieliśmy się, że sportowym geniuszem, którego najbardziej podziwiał, był "nadczłowiek" Michael Jordan, jeden z koszykarzy wszech czasów. Natomiast bez skrępowania powiedział, gdzie chciałby się znaleźć, gdyby przez chwilę miał dar bycia niewidzialnym.
- Na jeden dzień znaleźć się w posiadłości playboya numer jeden Hugh Hefnera. Nie muszę dodawać, że pełnej mieszkańców! - ot, cały Kowalczyk.