Lech Poznań przegrał w sobotę z Motorem Lublin 1:2 (1:1), co jest oczywiście wielką sensacją. Był, ale i wciąż jest liderem Ekstraklasy, miał komplet pięciu zwycięstw na swoim stadionie, przyjechał do niego beniaminek. Mało tego, "Kolejorz" prowadził 1:0, a gdy w tym sezonie pierwszy trafiał, zawsze wygrywał. Swoje prowadzenie utrzymał przez nieco ponad minutę, do tego w drugiej połowie Samuel Mraz po raz drugi pokonał Bartosza Mrozka. I zaskakujący wynik poszedł w świat. Co z tym piaskiem na stadionie w Poznaniu? Piłkarze lidera krytykowali po porażce Po spotkaniu piłkarze Lecha nie zamierzali hamować się w swoich opiniach, ale nie tych, dotyczących ich gry, a stanu murawy. Do tej pory nikt w Lechu nie narzekał na jakość nawierzchni, co było regułą jeszcze kilka lat temu. Wiadomo bowiem, że stadion przy Bułgarskiej jest bardzo trudnym obiektem w zakresie pielęgnacji trawy, kiepsko nasłonecznionym, ze słabą cyrkulacją. Na dodatek niedawno dokonano zmian w zakresie opieki nad murawą, jest nowa firma, szukano greenkeepera. Co więc się stało? W klubie usłyszeliśmy, że dwa tygodnie temu na murawę wysypano wielkie ilości piasku - to one sprawiły, że piłkarze momentami się ślizgali. W przypadku stylu gry Lecha, szybkiego, opartego na krótkich podaniach, to niezwykle istotne. Lublinianie mądrze wypychali gospodarzy ze środka pola w boczne sektory, dziesiątki dośrodkowań niewiele wnosiły. Co tu dużo mówić, poznański "król asyst", czyli Joel Pereira, w sobotę dorzucał piłkę bardzo niedokładnie, on też miał problemy z nawierzchnią. I uczciwie trzeba dodać, że w przeszłości, gdy murawa była fatalna, kapitan "Kolejorza" Mikael Ishak krytykował jej stan także po wygranych spotkaniach. Mocne słowa przy Bułgarskiej: Klub klasy Lecha Poznań nie może akceptować takiego boiska Tuż po spotkaniu trener Lecha Niels Frederiksen starał się nie umniejszać sukcesu beniaminka z Lublina, bo przecież plac dla obu drużyn był taki sam. - Nie przegraliśmy z powodu murawy, ale uczciwie: jej jakość to katastrofa. Jak na poziom, który chcemy prezentować, po prostu katastrofalna. Chcemy grać szybko, po trawie, w swoim stylu, a to było dziś praktycznie niemożliwe. W ostatnich dwóch tygodniach była tylko gorsza i gorsza. Coś trzeba z tym zrobić, zobaczyć, co można poprawić - przyznał. Gwiazdy Lecha mówiły o tej całej sytuacji równie ostro, Ishak w ogóle nie gryzł się w język. Mimo, że strzelił jednego gola, a drugiego, chwilę później, zabrał mu VAR. - Tak, jestem sfrustrowany, bo przegraliśmy. Największą frustrację wywołuje jednak stan tego boiska. Może i wygląda pięknie, ale jak patrzysz z góry. Jak się stanie na nim, to już jest katastrofa. Ślizgasz się bardziej po piasku niż biegasz po trawie. Nie wiem, co greenkeeperzy z tym zrobili, ale to nie powinno być akceptowane w klubie - mówił. I dodał, że porażka nie była wcale nieszczęśliwa. - Graliśmy dobrze, zdobyliśmy bramkę na 1:0, a każdy wie, jak ona jest ważna. Tylko musisz utrzymać prowadzenie dłużej niż przez minutę - zaznaczył. Wtórował mu Afonso Sousa. Kolejny mecz na swoim stadionie Lech zagra dopiero 26 października - z Radomiakiem. Niby zostały więc trzy tygodnie na poprawę jakości nawierzchni, ale tu... pojawia się problem. Już w najbliższy piątek poznański obiekt będzie gościł reprezentacje Ukrainy i Gruzji, zagrają tu w ramach Ligi Narodów (trzy dni później Ukraina podejmie Czechy we Wrocławiu). I raczej wątpliwe, by do tego czasu cokolwiek udało się ruszyć.