"Jose zostań z nami" - skandowali fani na Santiago Bernabeu, kiedy w finale Champions League 2010 roku Inter zwyciężał Bayern 2-0. Mourinho osiągał wtedy szczyt popularności, zbudowana przez niego drużyna pobiła w półfinale Barcelonę udowadniając, że genialna strategia trenerska może być przeciwwagą dla geniuszu w piłkarskich nogach. Florentino Perez musiał mieć u siebie człowieka znającego antybarcelońską formułę. Tylko on zdawał się gwarantować, że setki milionów wydane na Ronaldo, Kakę, Xabiego Alonso i Benzemę nie pójdą na marne. Przyjazd "Mou" do stolicy Hiszpanii odbył się z taką samą pompą, jak kiedyś galaktycznych graczy. Zjawiał się ten, który miał wycisnąć z wielkich futbolowych nazwisk co najmniej 120 procent możliwości. Nikt nie wątpił, że za ten unikalny szkoleniowy know-how warto płacić gwiazdorską pensję porównywalną z tym, co zarabiają Ronaldo i Kaka. Usatysfakcjonowany królewskim przyjęciem "Mou" obiecał kibicom na deser, że jego drużyna będzie grała skutecznie i pięknie. Dziś, w środku zimy 2012 roku tamte majowe dni wyglądają jak czas pobożnych życzeń. Los sprezentował Mourinho aż 9 spotkań, by udowodnić, że zna antidotum na Leo Messiego i drużynę Pepa Guardioli. Zaczął od klęski 0-5 na Camp Nou, potem mogło więc być już tylko lepiej. Triumf w finale Pucharu Króla w Walencji był tego dowodem. Pomysł z ustawieniem przed stoperami aż trzech defensywnych pomocników (z Pepe w roli głównej) zdał egzamin, i sam Mou miał się stać w przyszłości jego zakładnikiem. Od tamtej pory Barca niezmiennie wygrywa jednak z Realem. Wyeliminowała go w półfinale Ligi Mistrzów, pokonała w Superpucharze, wygrała w lidze i w środę w Copa del Rey. Na początku Mourinho wykorzystywał jako alibi czerwone kartki, opowiadał o spiskach sędziowskich marząc, by pozwolili mu oni rywalizować z Katalończykami jedenastu na jedenastu. Ten argument bardzo szybko się jednak wyczerpał. Fani Realu, a także jego piłkarze są zmęczeni tym, że zamiast myśleć o niemałych atutach własnych, portugalski trener obsesyjnie dostosowuje się do przeciwnika. Przy tym każdy kolejny pomysł taktyczny okazuje się zły. Jeśli nawet udaje się zatrzymać Messiego, na boisku króluje Iniesta, albo gole dla Barcy zdobywają obrońcy. W meczach z innymi rywalami Real radzi sobie znakomicie, ale to nie łagodzi frustracji po kolejnych klasykach. Dziennik "El Pais" donosi, że część piłkarzy z Ronaldo na czele ma już dość zakompleksionej taktyki. Jeśli trzeba przegrywać, to przynajmniej z podniesionym czołem. Wzburzenie komentatorów wywołały słowa Mou po ostatniej przegranej 1-2. Portugalczyk stwierdził, że choć słyszy taktyczne podszepty fanów z Bernabeu, w ogóle nie bierze ich pod uwagę. Rozsierdziło to jednego z komentatorów madryckiego dziennika "As", fanatycznego zwolennika Realu, który ostro zaatakował trenera. Powiedział mu, że na Bernabeu szkoleniowiec jest co najwyżej "The Special Two", bo "The Special One" są kibice. Za pięć dni nadarza się genialna okazja, by Real zagrał tak jak chcą jego fani. By awansować do półfinału Copa del Rey "Królewscy" muszą zdobyć na Camp Nou co najmniej dwie bramki. Chowając się za podwójną gardą i wyczekując na okazję do kontry zwyciężyć 2-0 raczej się nie da. Zapewne dojdzie więc do wymiany ciosów. I gracze Mourinho będą mieli okazję sprawdzić, co tak naprawdę ich ogranicza: własna niedoskonałość, czy bojaźliwe koncepcje szkoleniowe. Dyskutuj o artykule z Darkiem Wołowskim Real od rana do nocy! Bądź na bieżąco i zaprenumeruj wszystkie informacje na jego temat! Barca na okrągło! 24 h na dobę! Nie przegap żadnego newsa! Zaprenumeruj informacje na jej temat!