Przed finałem Pucharu Króla Alfredo di Stefano ogłosił, że jedzie na Estadio Mestalla, by delektować się grą Barcelony i Leo Messiego. Legenda "Królewskich" nie ukrywa swojego zachwytu nad "czarodziejską" grą Argentyńczyka, co może nie spodobać się fanom z Santiago Bernabeu. "Futbol nie kończy się na pięknej grze" - powiedział Rafael Nadal stając w obronie Jose Mourinho. Nawet numerowi 1 wśród tenisistów dziennikarze nie darowali opinii na temat sobotniego Gran Derbi w Primera Division. Nadal, jako kibic "Królewskich", w pełni zaakceptował pomysł trenera gry z trzema defensywnymi pomocnikami. "Trzeba było coś wymyślić po 0-5 na Camp Nou. Gdybym ja poległ na korcie 0:6, 0:6, też musiałbym dokonać zmian w kolejnym meczu z tym rywalem" - wyjaśnił Nadal. Zdania są jednak podzielone nawet w samym Realu, bo honorowy prezes klubu Alfedo di Stefano ocenił, że Barca zagrała w sobotę rolę lwa, a Real myszy. Legendarnego gracza zszokowało zaledwie 23,7 proc czasu spędzonego przy piłce w meczu rozgrywanym przez królewską drużynę na swoim stadionie. 75-letni Don Alfredo rozpala się za to do czerwoności, gdy zaczyna mówić o Barcelonie. Stwierdza, że jej grę ogląda się nie oczami, ale duszą. Poproszony o porównanie największych gwiazd obu drużyn, o Cristiano Ronaldo nawet się nie zająknął. "Messi jest bezapelacyjnie najlepszy na świecie, świeci własnym światłem" - powiedział. Dodał, że ze względu na Barcę i Leo nie może doczekać się finału Pucharu Króla na Mestalla. Swój Real nazwał "drużyną bez osobowości". Czy w sobotę "Królewscy" rzeczywiście zasłużyli na tak ostre słowa? Pokazali przecież lwi pazur wyrównując stan meczu w dziesiątkę. Zagrażali bramce Barcy wyjątkowo często. To bardzo zbudowało piłkarzy Mourinho. Gdy napisałem sms do Jerzego Dudka z prośbą o wywiad w czwartek, odpisał, że możemy pogadać dopiero w piątek, bo spodziewa się wielu obowiązków po wygranym finale z Barceloną. Szefowie klubu z Madrytu zdecydowali, że w przypadku zwycięstwa, drużyna natychmiast wraca do stolicy, wprost pod fontannę Cibeles, gdzie świętuje z kibicami swoje największe triumfy. A przecież środowy finał skończy się najwcześniej o 23,15, jeśli nie będzie dogrywki. Mourinho zapewne ta cała debata o pięknie futbolu śmieszy. Jego pomysł wystawienia stopera Pepe w roli defensywnego pomocnika sprawił, że finaliści "Złotej Piłki 2010" Xavi, Messi i Iniesta nie mieli w sobotę miejsca do gry. Najlepszy piłkarz świata stracił piłkę aż 18 razy, Pepe przeciął 9 akcji Katalończyków, był pod tym względem dwa razy bardziej skuteczny niż pozostali dwaj defensywni pomocnicy Realu Xabi Alonso i Sami Khedira razem wzięci. Oni zaliczyli zaledwie po dwa przechwyty. Co to oznacza? Że w środę w finale Pucharu Króla Mourinho powtórzy manewr z soboty. Na Estadio Mestalla w Walencji Pepe znów ma zagrać w Realu pierwszoplanową rolę. Stoper jest w Madrycie już czwarty sezon zaliczając więcej wzlotów i upadków niż ktokolwiek inny. Od początku musiał udowadniać, że wart jest 30 mln euro, z czym miał ogromny problem. Fatalnie zadebiutował na Santiago Bernabeu przeciw Sevilli w Superpucharze Hiszpanii zawalając trzy gole, a na deser wylatując z boiska z czerwoną kartką w 90. minucie. Potem mogło być tylko lepiej. Apogeum swoich możliwości pokazał w spotkaniu z Barceloną 23 grudnia 2007 roku na Camp Nou, które Real wygrał 1-0. Półtora roku później, w kwietniu 2009 podczas meczu z Getafe Pepe brutalnie sfaulował Javiego Casquero, uderzył w twarz Juana Albina i schodząc z czerwoną kartką zwymyślał sędziów. Zdyskwalifikowano go na 10 meczów. Do dziś ma kłopot z zapanowaniem nad nerwami. Niedawno w meczu Ligi Mistrzów z Olympique Lyon, kopnął w twarz obrońcę Aly'ego Cissokho, ale sędzia tego nie zauważył. Dlatego nawet kibice Realu nie byli pewni, czy warto, by klub przedłużył z nim kontrakt, zwłaszcza, że żądał podwyżki z 1,8 mln euro netto za sezon do 5 mln. Ostatecznie zgodzono się na 4 mln i umowę do 2015 roku. Pozostaje tylko jedna wątpliwość, czy w środę na Mestalla zobaczymy Pepe w wersji z ostatniej soboty, czy z kilku innych meczów, w których kompletnie stracił głowę? Sobotnie Gran Derbi obejrzało w Hiszpanii ponad 11 mln ludzi. W środę zainteresowanie ma być jeszcze większe. Finał Pucharu Króla będzie transmitowany do 140 krajów. Ludzie na całym świecie chcą się przekonać, czy sposób Mourinho na Barcelonę jest rzeczywiście genialny. Pepe nie może zawieść trenera, który tak zażarcie walczył o nowy, luksusowy kontrakt dla niego. Real nie zdobył Pucharu Króla od 17 lat. "Nie możemy czekać dłużej" - mówi Iker Casillas. "Nie dopuszczam do siebie nawet myśli o kolejnym sezonie bez trofeum" - dodaje Cristiano Ronaldo. Ci dwaj wielcy gracze Realu nie zawsze się ze sobą zgadzają, ale w środę będą zjednoczeni jak nigdy. Napięcie sięga zenitu. Przyłożyła się do tego nawet UEFA rozpoczynając postępowanie przeciw Andresowi Inieście, które może zakończyć się wykluczeniem gracza Barcelony z pierwszego meczu półfinału Champions League na Santiago Bernabeu (27 kwietnia). Działacze podejrzewają Iniestę, że w pierwszym spotkaniu z Szachtarem w poprzedniej rundzie celowo "złapał" żółtą kartkę, by odcierpieć karę w rewanżu w Doniecku i bez przeszkód grać z Realem. Na razie to jednak temat poboczny. By nie zaliczyć kolejnego sezonu bez tytułu, "Królewscy" muszą dokonać czegoś, co nie udało mu się w sześciu ostatnich meczach. Zwyciężyć Barcelonę. Jeśli tego dokonają, debata o zachwycającym stylu gry rywali z Katalonii przycichnie, i zapewne nawet sędziwy Di Stefano uzna, że przesadził w ocenie obu drużyn. Dyskutuj o artykule z Darkiem Wołowskim! Wyniki, terminarz i tabela Primera Division