"Na tym stadionie wygwizdywani byli wszyscy. Ronaldo, Zidane i Cristiano Ronaldo, dlaczego nie miałbym być wygwizdany ja?" - portugalski trener Realu starał się zbyć incydent pytaniem retorycznym. Zaraz potem dodał jednak w swoim stylu, że być może przyjdzie taki dzień, gdy to on będzie mógł odpowiedzieć, a ci, którzy teraz na niego buczą zamilkną w zawstydzeniu. Konflikt Mourinho z fanami Realu wybuchł po pucharowej porażce w Gran Derbi, w niedzielę był jednak tylko tłem dla ligowego zwycięstwa nad Athletic Bilbao 4-1. Drużyna z Bernabeu potrzebowała go jak powietrza. Dotąd fani z Madrytu stali za swoim trenerem murem. Do tego stopnia, że gdy po meczu na Camp Nou w Superpucharze wepchnął palec do oka asystentowi Pepa Guardioli, uczynili z tego palca swój drogowskaz. Na Santiago Bernabeu zawisł transparent mówiący, że odtąd portugalski palec będzie pokazywał kierunek fanom "Królewskich". Można to było rozumieć, jako pełną akceptację metod pracy Mourinho. W minioną środę te metody przestały się ludziom z Barnabeu podobać. "Dzień, w którym Mou przestał być nietykalny" - donosi prasa z Madrytu po starciu z Athletic. Real przegrywał 0-1, ale potem główne role zagrali piłkarze pominięci w meczu z Barceloną: Marcelo i Oezil. Szansę gry dostali także Kaka i Granero, Pepe nie pojawił się nawet na ławce rezerwowych. O co chodzi w konflikcie Mourinho z kibicami? Zapewne nie o kontrowersyjny skład na środowy mecz z Barcą i defensywne ustawienie drużyny, ale dość arogancką wypowiedź Portugalczyka na temat fanów. "Słyszę ich głos, ale w ogóle nie biorę go pod uwagę" - powiedział Mou zapytany, dlaczego nie chce spełnić oczekiwań publiczności z Bernabeu ustawiając swój zespół odważnie przeciw Katalończykom? Na dobrą sprawę nic w tych słowach nie było szokującego: oczywiste jest, że o składzie i taktyce decyduje trener. Za to bierze z kasy klubu ponad 10 mln euro na sezon. A jednak reakcja madryckich mediów okazała się populistyczna i ocierająca się o histerię. Wygląda na to, że Mou nie cieszy się już ich ślepym wsparciem. W wojnie z Barceloną dziennikarze ze stolicy mogli mu wybaczyć prowokacje i brudną grę, nie mogą jednak darować porażek. Oliwy do ognia dolał dziennik "Marca" opisując konflikt w szatni klubu z Barnabeu. Zarzucił Mou faworyzowanie rodaków, podobno po porażce z Barcą Portugalczyk chciał oczyścić z grzechów Pepe i zwalić całą winę na Sergio Ramosa. Doszło do ostrej wymiany zdań, w której obrońca zarzucił trenerowi, że nie wyczuwa pewnych niuansów boiskowych, bo sam nigdy nie był piłkarzem. "Marca" doniosła też, że hiszpańscy gracze Realu wstydzą się za Pepe, który nadepnął na rękę leżącego Messiego, tymczasem Mou jeszcze raz gorąco wsparł swojego ulubieńca i najwierniejszego żołnierza. Jeśli zestawi się te wszystkie fakty z lamentem graczy Porto, Chelsea i Interu, gdy Mourinho odchodził z tych klubów, widać, że Real stanowi dla "The Special One" unikalne zawodowe doświadczenie. Najgorsze jest może to, że kolejne niepowodzenia w starciach z Barcą odbierają wszystkim w Madrycie radość z dokonań drużyny Mourinho. A przecież gra ona znakomicie. Od 21 września zanotowała wyłącznie zwycięstwa (23) i dwie porażki z kandydatem na zespół wszech czasów. Niedzielny triumf nad Athletic jest tak naprawdę wielkim osiągnięciem "Królewskich": w krytycznej chwili zespół utrzymał pięć punktów przewagi w tabeli Primera Division. I wciąż to on jest zdecydowanie bliżej mistrzostwa kraju. Może więc jednak przyjdzie ten dzień, o którym wspominał Mou, kiedy on będzie triumfował, a wszyscy jego wrogowie zamilkną? Cud ma szansę zdarzyć się jeszcze szybciej. W środę Real przyjeżdża przecież na Camp Nou, po porażce 1-2 na Bernabeu szanse na awans do półfinału Copa del Rey są marne, ale dla Mou i jego graczy trudno o lepszą okazję do rehabilitacji. Dyskutuj o artykule z Darkiem Wołowskim Real od rana do nocy! Bądź na bieżąco i zaprenumeruj wszystkie informacje na jego temat! Barca na okrągło! 24 h na dobę! Nie przegap żadnego newsa! Zaprenumeruj informacje na jej temat!