PZPN pozbył się Jakuba Kwiatkowskiego, którego tak niedawno zatrudnił jako rzecznika, zwolnił też Martę Alf kojarzoną z Leo Beenhakkerem, która przez ostatnie lata była rzeczniczką reprezentacji Polski. Obojgu serdecznie gratuluję, bo ja wolałbym zostać raczej adwokatem diabła. Alf prowadziła sprawy reprezentacji dość sumiennie: znała języki, informowała, rozsyłała emaile i sms-y kiedy było trzeba. Kwiatkowski starał się robić to samo, dlatego oboje do tego Związku się nie nadawali. Tymczasem Atlas pasuje do PZPN jak ulał. Z języków zna polski, czyli z Grzegorzem Lato porozumie się bez tłumacza (jeszcze jeden dowód, że Alf jest zbędna). Poza tym prezes Lato, z którym tak trudno dogadać się czasem po południu (bo język odmawia mu posłuszeństwa), będzie teraz gimnastykował go z Atlasem już od samego rana. Obaj dadzą piłkarzom znakomity przykład, że prawdziwemu profesjonaliście ani sztywny, ani giętki język w pracy nie przeszkadza. Pamiętam, że w PZPN było kiedyś takie ciało nazywające się komisją etyki. Stał na jej czele pewien znany bramkarz (o giętkim języku), ale go wyrzucono. Proponuję, by kiedy tylko prokura we Wrocławiu odczepi się w końcu od Ryszarda F. pseudonim "Fryzjer", obsadzić nim to wakujące, zaszczytne stanowisko. Z prezesem i rzecznikiem zawsze znajdował on przecież wspólny język (i sztywny, i giętki). Tak a'propos, to prokuratorzy złamali karierę kilkuset ludziom zasłużonym dla polskiego futbolu, ale jeśli wszyscy naraz znajdą się na wolności, to w PZPN z pewnością zabraknie etatów. Na szczęście Związek poczynił już na tę okoliczność pewne oszczędności: wyrzucając Kwiatkowskiego i Alf zatrudnił na dwóch etatach jedną osobę. Teraz wreszcie ilość przejdzie w jakość, a kiedy ci z Wrocławia wypuszczą naszych, to hulaj dusza!