Podczas gdy inni pretendenci do fotela szefa polskiej piłki nożnej swoją aktywność ograniczyli do prasowych wywiadów, Wójcik po cichu ruszył w teren. W efekcie jest popierany przez działaczy z Podlasia, Łodzi, Małopolski i Pomorza. Stara się także, aby jego kandydaturę "pobłogosławili" Zbigniew Boniek i Henryk Kasperczak. Już w tej chwili jest natomiast pewny, że najwyższe władze Samoobrony poprą jego, a nie Czarneckiego. Europoseł podpadł Andrzejowi Lepperowi, bo zapowiedział, że po wyborach schowa legitymację partyjną do szafy. Wójcik, szef sejmowej komisji sportu, nie ma takiego zamiaru. "Pamiętam, dzięki komu znalazłem się w parlamencie. Sprawdziłem wszystko, żeby być prezesem nie muszę rezygnować z poselskiego mandatu. Siedziby PZPN i sejmu są blisko siebie. Mieszkam w Warszawie i nie widzę problemu w połączeniu tych dwóch funkcji" - powiedział Wójcik, cytowany przez "Dziennik". " W przeciwieństwie do niektórych kandydatów, ja nie potrzebuję reklamy, bo z piłką jestem związany od ponad 20 lat. Chcę zdobyć mandat na zjazd, potem zostanę zgłoszony z sali jako kandydat na prezesa i dopiero wtedy wyrażę chęć objęcia tego stanowiska. Społecznie. Nie mam zamiaru pracować etatowo i pobierać za pracę w PZPN wynagrodzenia - dodał. Były trener olimpijskiej reprezentacji Polski już namówił do współpracy swojego najlepszego piłkarza, króla strzelców igrzysk w Barcelonie Andrzeja Juskowiaka. Miałby on zostać pierwszym wiceprezesem PZPN i swoją twarzą firmować odnowę. "Rzeczywiście jestem zainteresowany współpracą z posłem Wójcikiem. 20 maja wygasa mój kontrakt z Erzgebirge Aue. Następnego dnia kończę piłkarską karierę i wracam do Polski. Wiem, co się dzieje w naszej piłce. Niemcy strasznie nagłaśniają tę sprawę" - powiedział Juskowiak. Nie tylko on ze "srebrnej" jedenastki miałby współpracować z Wójcikiem. Za piłkę młodzieżową odpowiadałby Tomasz Wałdoch. Piotr Świerczewski wyraził chęć bycia trenerem lub działaczem. Marek Koźmiński zająłby się marketingiem.