Ernest Pohl to legenda Górnika Zabrze. Napastnik, który zdobył z Górnikiem osiem razy tytuł mistrza Polski [ogółem dziesięć, bo wcześniej jeszcze dwa tytuły z CWKS-em Warszawa, kiedy odsługiwał wojsko, przyp. aut.] to postać szanowana, dla zabrzańskiego klubu wręcz mityczna. Jego imię nosi zmodernizowany stadion Górnika w Zabrzu.Tymczasem wnuk wielkiego piłkarza, Beniamin Markowski, występuje w klubie Sportfreunde Eintracht Freiburg. Obecnie to fryburska okręgówka (ósmy poziom rozgrywek). Piłkarzem tego klubu był w przeszłości Joachim Löw. Beniamin nie jest napastnikiem jak jego sławny dziadek lecz... stoperem. Oglądałem jego występ w derbowym meczu przeciwko Solvay Freiburg. Eintracht przegrał 1-4, ale jedynego gola dla gospodarzy zdobył z rzutu karnego właśnie Beniamin Markowski. Rozmawialiśmy po meczu.Paweł Czado: Pana dziadek był wybitnym napastnikiem, jest najskuteczniejszym do dziś piłkarzem w polskiej lidze. Pan został... obrońcą. Jak to się stało?Beniamin Markowski: - Ale ja zaczynałem jako napastnik (uśmiech). Potem jednak przez kontuzje i tego typu historie lądowałem na boisku coraz bardziej z tyłu. Byłem na dziesiątce, potem grałem jako defensywny pomocnik, aż wreszcie gram jako stoper. Wie pan jak wiele Ernest Pohl znaczy dla Zabrza, że stadion Górnika nosi imię dziadka? - Oczywiście! W 2005 roku zostaliśmy zaproszeni całą rodziną do Zabrza na uroczystość nadania imienia stadionowi. Rodzina ojca cały czas mieszka w tym mieście, więc raz w roku jesteśmy w Zabrzu. Wtedy bywam też przy okazji na meczach Górnika. Sebastian Staszewski, Radosław Majewski i Sławomir Peszko o polskiej Ekstraklasie - Oglądaj teraz! Kiedy sędzia zdecydował o rzucie karnym dla Eintrachtu, pan go wykonywał. Pański dziadek słynął ze świetnie strzelanych rzutów karnych.- To prawda, potrafił je wykonywać. Ale kiedyś, w ważnym meczu, nie udało mu się karnego wykorzystać [w 1966 roku, w drugiej rundzie Pucharu Mistrzów Krajowych Górnik przegrał na wyjeździe z bardzo silnym wówczas CSKA Sofia aż 0-4. W rewanżu, 7 grudnia 1966 roku zabrzanie grają jednak fantastycznie. Do przerwy prowadzą 3-0, Ernest Pohl strzela dwie bramki. Kiedy po przerwie, w 63. minucie Pohla przewraca na ziemię bułgarski bramkarz, a sędzia dyktuje karnego, rozentuzjazmowani kibice są pewni kolejnego gola. Tymczasem Ernest Pohl tym razem przestrzelił: w ogóle nie trafił w bramkę! Kibice wpadli w osłupienie, a Zygfryd Szołtysik mówił mi, że ten mecz ciągnął się za nim do końca życia, bardzo go przeżywał i nie mógł o nim zapomnieć, przyp. aut.]. - Potem słyszałem od rodziny opowieść, że kibice Górnika byli niezadowoleni z tego faktu, przyszli pod dom i obrzucili go kamieniami. Wtedy moja ciotka powiedziała dziadkowi: "Tato, już nigdy nie będziesz strzelać karnych, bo znów będziemy mieli szyby rozbite" (uśmiech). Ala ja karne strzelam (uśmiech).Miał pan pięć lat, kiedy dziadek zmarł [w 1995 roku w Hausach, niedaleko Fryburga, przyp.aut.]. Pamięta pan go?- Pamiętam jak przez mgłę kilka sytuacji. Pochodzę z Hausach i miałem kontakt z dziadkiem. Pamiętam choćby wspólny spacer na placu zabaw.Czego panu życzyć?- Przede wszystkim zdrowia, żeby mnie kontuzje omijały. Wtedy jest wszystko. rozmawiał we Fryburgu: Paweł CzadoDziękuję za pomoc Jackowi Bykowskiemu.