Ivan Luca Vavassori, swego czasu bramkarz kilku włoskich klubów z niższych lig, podjął decyzję cztery dni po zbrojnym ataku Rosji na niepodległą Ukrainę. Zgłosił się do włoskiej ambasady w Kijowie i wyraził gotowość do walki. Po formalnej weryfikacji wstąpił do międzynarodowej brygady ochotników. "To trudna decyzja... Ale może pomóc ocalić niewinne życie" - napisał w mediach społecznościowych, załączając do posta zdjęcie tabliczki z zaproszeniem do legionu cudzoziemców. Wojna na Ukrainie. Co się dzieje z Ivanem Lucą Vavassorim? Urodził się w Rosji. Jako pięcioletni chłopiec został adoptowany przez włoskie małżeństwo - dziennikarkę Alessandrę Sgarelli i jej męża Pietro Sgarelliego, właściciela firmy transportowej. Przed pięcioma dniami skończył 30 lat. Czy będzie obchodził kolejne urodziny? Wiadomo, że w ostatnich dniach brał udział w próbie ewakuacji cywilów z Mariupola. "Nasza misja może się okazać samobójczą, ponieważ mamy bardzo mało jednostek przeciwko całej armii. Ale wolimy spróbować. Śmierć dwadzieścia lat wcześniej czy dwadzieścia lat później, to nie ma znaczenia. Liczy się umrzeć dobrze" - pisał z frontu w mediach społecznościowych. Od dwóch dni Ivan Luca Vavassori nie daje znaku życia, mimo że wcześniej regularnie informował o swoim położeniu. Jego los pozostaje nieznany. Wiadomo natomiast, że pułk, którego był członkiem, dostał się pod rosyjski ostrzał. Wcześniej został otoczony. To mocno zabolało Rosjan. Skandaliczne słowa po decyzji władz Grupa, która prowadzi media społecznościowe rodowitego Rosjanina, zamieściła na Facebooku i Instagramie bardzo niepokojącą wiadomość. "Z przykrością informujemy, że ostatniej nocy podczas odwrotu niektórych rannych w ataku na Mariupol, dwa konwoje zostały zniszczone przez armię rosyjską. W jednym z nich był być może także Ivan wraz z 4. Pułkiem. Próbujemy zdobyć wiedzę, czy są ocaleni" - czytamy. Wedle wstępnych doniesień zginęło co najmniej pięciu żołnierzy strony ukraińskiej, a czterech zostało rannych. Rzeczywista liczba ofiar pozostaje nieustalona. ZOBACZ TAKŻE: