37. minuta gry meczu Widzewa Łódź z Ruchem. W sytuacji sam na sam z Maciejem Mielcarzem znalazł się Wojciech Grzyb. Piłkarz gości zbiegł do boku, próbując minąć bramkarza, ale ten wybił mu piłkę nogą. Grzyb upadł na murawę... - Chciałem grać dalej. Zastanawiałem się tylko, czy Widzew zaczyna od bramki, czy to my mamy rzut rożny. Nagle podbiegł do mnie Borski i nad swoją głową zobaczyłem najpierw żółtą, a po chwili czerwoną kartkę - opowiada. Wcześniej jedno "żółtko" miał już na swoim koncie. - I to też była kartka dziwna, z którą nie do końca bym się zgodził. Wiedziałem, że jestem "wyłączony z gry", nie mogę sobie pozwolić na ostrzejsze zagrania, bo sędzia może źle je zinterpretować, coś wydarzy się przypadkiem. Nie jestem taki głupi, żeby w takiej sytuacji symulować faule - przekonuje. Piłkarz był w szoku. Jak sam mówi, nie był w stanie wykłócać się z arbitrem. Rzucił w jego stronę kilka słów, ale nawet nie pamięta, jakich. W jego obronie stanęli więc koledzy. Ale że z sędzią się nie dyskutuje, to dwóch obejrzało żółte kartki. - Czy zawodnik, który nie szuka faulu, a po prostu zostaje ostro zaatakowany, nie ma prawa się przewrócić? - pyta retorycznie Piotr Stawarczyk. - Wszyscy ci, którzy znają Grzyba, wiedzą, że jest to ostatnia osoba, która chciałaby coś symulować, udawać - nie ma wątpliwości Fornalik. Dlatego też w poniedziałek Ruch złożył odwołanie do Komisji Ligi od drugiej żółtej kartki dla swojego zawodnika. 86. minuta. Do piłki dopadł Piotr Grzelczak i po ostrym zagraniu Żeljko Dokicia upadł. Borski nie zastanawiał się ani chwili, pokazał mu "żółtko". W pełni zasłużenie. Dla serbskiego obrońcy była to jednak druga taka kara w tym spotkaniu. Musiał opuścić plac gry. Za co dostał pierwszą żółtą kartkę? Za dyskusję z arbitrem w momencie, gdy ten pokazał czerwoną kartkę Grzybowi. - Chłopak jest w Polsce od dwóch, trzech miesięcy, więc zapewne bardzo nawymyślał sędziemu - ironizuje Stawarczyk. Jest pewien, że w tej sytuacji Dokić zasłużył co najwyżej na upomnienie. O komentarz pokusił się również Waldemar Fornalik, trener Ruchu. - Nigdy nie oceniam pracy arbitrów, ale jeżeli trener czy zawodnicy nie osiągają wyników, to są w klubie zmieniani. W tym środowisku nawet, jeśli ktoś nie czyni żadnych postępów, to zostaje sędzią międzynarodowym - zauważa.