Niedawno w Górniku Zabrze ponownie zatrudniono w roli trenera Jana Urbana. To klasyczny przykład co się dzieje, gdy sportowych decyzji nie podejmują profesjonaliści lecz osoby, którym wydaje się, że jeśli od czasu do czasu usiądą na trybunach, to wystarczy, by wiedzieć o danej drużynie wszystko. Wyrzucenie tego szkoleniowca przed rokiem wpisze się w kronikach klubu z Zabrza, jako jedna z najmniej rozsądnych i trudno wytłumaczalnych decyzji. Nic dziwnego, że Jan Urban długo nie mógł wyjść ze zdumienia. Przecież osiągnął z tą drużyną wynik ponad miarę jej możliwości (8. miejsce). Był to też warunek, który teoretycznie gwarantował obu stronom kontynuację współpracy. Okazało się jednak - w ocenie decydentów - że to było za mało, że Urban jednak jest za słaby. Po roku przyszedł do klubu nowy prezes, Adam Matysek i na szczęście dla Górnika przekonał wszystkich, że tamta decyzja była błędem. Udało mu się też przekonać Jana Urbana, żeby powrócił do pracy. Niektórzy dziwili się, że legenda Górnika zgodziła się przyjąć ofertę, mimo upokorzenia, które go wcześniej spotkało. Ja się nie dziwię, bo z klubem pożegnali się ci, którzy wpadli wtedy na tak "genialny" pomysł, by go zwolnić i postawić na młodego, perspektywicznego Bartoscha Gaula.Analogiczna sytuacja miała miejsce kilka dni temu w Chelsea. Ekipę The Blues - co prawda na razie tylko do końca sezonu - ma poprowadzić ponownie Frank Lampard. Legendarny zawodnik został wyrzucony ze Stamford Bridge 14 miesięcy wcześniej. Przez ten czas w Chelsea pracowało dwóch menedżerów - Thomas Tuchel (który w 2022 roku wygrał Ligę Mistrzów oraz Superpuchar Europy) oraz Graham Potter, który nie zdążył wygrać nic, a zostawił drużynę na 11. miejscu.Podobnie jak w Górniku, powrót legendarnego zawodnika dla jednych wydawał się oczywisty, u innych wywołał szok.W obu przypadkach można zadać sobie pytanie: dla kogo te powroty okażą się bardziej szczęśliwe - dla powracających trenerów, czy klubów? Obaj wydają się być właściwymi ludźmi na właściwych miejscach. Miejmy nadzieję, że tym razem ich szefowie wykażą się większą racjonalizmem i przyjmą do wiadomości, że lepsze jest zazwyczaj wrogiem dobrego i że od siebie też powinni wymagać pewnych rzeczy. Na przykład tego, by spojrzeć na rzeczy w szerszej perspektywie i wykazać się większą cierpliwością. Bo bez cierpliwości szefów nie byłoby w Manchesterze United tak wspaniałej ery Aleksa Fergusona. A z bardziej współczesnych przykładów - bez Mikela Artety Arsenal nie byłby dziś liderem Premier League, z ogromnymi szansami na tytuł mistrzowski, a na dziś gwarancją gry w Lidze Mistrzów w przyszłym sezonie.Ciekawy jestem jak się potoczą dalsze trenerskie losy niespodziewanie zwolnionego z Bayernu Monachium Juliana Negelsmanna. Nie ma raczej wątpliwości, że Tuchel w Monachium się odnajdzie i udowodni szefom Chelsea, że popełnili błąd.Z kolei w naszym kraju właśnie okazało się, że Maciej Stolarczyk i Adam Majewski wcale nie są tak dobrymi fachowcami, jak się o nich niedawno mówiło. Mam podejrzenie, że szefowie Jagiellonii i Stali Mielec przeszacowują swoje możliwości i mają niezbyt realną wizję rozwoju obu klubów. Dlatego też, warto zwrócić uwagę, że o kondycji klubu i wynikach zespołów nie zawsze decydują tylko trenerzy i zawodnicy, ale i - w znacznej mierze - decydenci...