Prokuratura postawiła Witowi Ż. dwa zarzuty: przyjęcie ośmiu tysięcy złotych jesienią 2004 roku w zamian za nieuczciwe zachowanie jako obserwator PZPN i złożenie obietnicy, że w meczu piłkarskim wygra jedna z drużyn drugoligowych. - Do tej pory nie wiedziałem, że jestem tak ważną postacią w PZPN. Przecież ja w zarządzie znalazłem się trochę przez przypadek. Teraz stałem się mięsem armatnim - powiedział Wit Ż. w "Super Expressie". - Czy jestem winny? To się dopiero okaże w postępowaniu sądowym. Nie ma co się wypierać, że się nie zrobiło tego czy tamtego. I tak wszyscy widzą, jak jest. Tyle że moje winy są małe w porównaniu do "wielbłądów", które mają po 40 zarzutów - stwierdził były sędzia piłkarski. - Nie mam pretensji i żalu, że zostałem zatrzymany i przewieziony do Wrocławia. Najgorsze jest to, że w ciągu jednego dnia zrobiono ze mnie nie wiadomo kogo, kryminalistę. Ja to jeszcze się jakoś trzymam, choć wiem, że w piłce to ja już jestem śmierć. Jednak najbardziej to się martwię o najbliższych - dodał Wit Ż.