Po zwycięstwach w dwóch pierwszych kolejkach Bundesligi wiejski klub był nawet liderem tabeli, przed takim gigantem jak Bayern Monachium. Sukces klubu z Badenii-Wirtembergii wywołał w Niemczech tyle samo euforii, co niechęci i zazdrości. Euforii, bo jak powiedział jeden z fanów - "gra w Bundeslidze to tak, jak być nastolatkiem zaproszonym po raz pierwszy przez starszego brata na prywatkę... z dziewczynami". Zazdrości i niechęci, bo za sukcesem prowincjonalnego klubu stoją pieniądze lokalnego milionera, współzałożyciela największej europejskiej firmy oprogramowania komputerowego - SAP Dietmara Hoppa. - Zawiść i nienawiść towarzyszy nam wszędzie, gdzie się pokażemy. W głosowaniu kibiców uznano nas za najbardziej niepopularny klub w Niemczech - skarży się członek fanklubu Thomas Schmitz-Guenther. Powodem tych wrogich nastrojów są pieniądze i błyskawiczny awans "wieśniaków". Inne kluby, zasiedziałe w Bundeslidze, osiągnęły to przez lata i przez "pot i łzy". Kibice Hoofenheim przyznają, że Hopp wpompował w klub, od lat 90., miliony euro. 68-letni Hopp sprowadził kosztem 8 mln euro (11,8 mln dol.) trenera Ralfa Rangnicka i brazylijskiego pomocnika Eduardo. Krytycy porównują Hoppa do rosyjskiego właściciela Chelsea Romana Abramowicza. Hopp sfinansował budowę nowego stadionu na 30 000 miejsc, który zostanie ukończony w przyszłym roku. Obecny może pomieścić 5 000 osób. - Wielu ludzi myśli, że to tylko pieniądze sprawiły, iż klub znalazł się tu, gdzie jest, a to piłkarze udowodnili sobie, że zasługują na szacunek. Zazdrość ludzi przypomina tę niechęć biedniejszych dzieci do tych z lepszych dzielnic - broni Hoffenheimu jeden z fanów. Zwolennicy klubu z głębokiej prowincji mówią, że awans do Bundesligi to efekt długoletniej strategii. Sam Hopp ma nadzieję, że z biegiem lat klub stanie się finansowo niezależny. i przysporzy regionowi korzyści. Burmistrz miasta Sinsheim, do którego należy gmina Hoffenheim mówi, że nowy stadion da miejsca pracy i dochody. Niechęć do "nuworyszy" w Bundeslidze spotęgowana jest frustracją, bowiem niemieckie kluby cierpią na brak gotówki, której nie zarobiły w nieudanym, minionym sezonie w Lidze Mistrzów.