Arsenal do 15. kolejki Premier League przystępował, jako lider ligi. Drużyna prowadzona przez Mikela Artetę miała jednak bardzo skromną przewagę nad goniącym ją peletonem. Zaledwie dwa punkty dzieliły wicemistrzów Anglii z Londynu od mistrzów z niebieskiej części Manchesteru. Wydawało się jednak, że ta seria gier, to może być naprawdę dobra okazja Arsenalu na zwiększenie swojej przewagi. To koniec legendy Realu Madryt? W klubie nie mają wątpliwości Zespół dowodzony przez Mikela Artetę bowiem wybierała się na teren beniaminka Premier League - Luton Town. Z kolei Manchester City na swojej drodze miał fenomenalną Aston Villę, a więc jeden z najlepszych zespołów Premier League w 2023 roku. Trzeba przyznać, że okoliczności naprawdę ułożyły się bardzo korzystnie dla Arsenalu, który do Luton przyjechał po pełnej emocji wygranej nad Wolves. Sensacja w Premier League była o krok. Wielki powrót Arsenalu Ci którzy spodziewali się szybkiego i łatwego zwycięstwa gości musieli być zawiedzeni. To spotkanie miało jednak znaczenie z polskiego punktu widzenia. Na lewej obronie "Kanonierów" mecz rozpoczął bowiem Jakub Kiwior i trzeba niestety uczciwie przyznać, że nie był wartością dodaną dla zespołu, ale nie jest żadną tajemnicą, że Kiwior nie ma warunków, które pozwalałyby mu błyszczeć, jako lewy obrońca. Twierdza to mało powiedziane. Kolejna ofiara "Jagi", tym razem w pucharze Arsenal szybko otworzył wynik spotkania. W 20 minucie starcia gola na 1:0 strzelił Gabriel Martinelli. Pięć minut później było już 1:1, a kameralny stadion Luton unosił się nad ziemię. Kibiców w 45 minucie uciszył Gabriel Jesus, który pokonał bramkarza gospodarzy i to Arsenal schodził na przerwę prowadząc oraz mając tę mityczną przewagę psychologiczną, wynikającą z gola strzelonego "do szatni". Wydawało się, że teraz powinno być już łatwo. Nic z tych rzeczy. Luton w drugą połowę wyszło z przytupem. Jeszcze przed upływem 60 minut spotkania to gospodarze sensacyjnie wyszli na prowadzenie 3:2. Na odpowiedź Arsenalu również nie trzeba było zbyt długo czekać. Dokładnie w 60 minucie spotkania gola na 3:3 strzelił Kai Havert, który w ostatnich tygodniach wyraźnie podniósł swoją formę. Chwilę po tym golu murawę opuścił Jakub Kiwior. Gdy wydawało się, że spotkanie zakończy się remisem 3:3 do gry wszedł Declan Rice. Anglik wygrał pojedynek główkowy w polu karnym i wpakował piłkę do siatki, po czym wybuchł radością, dając Arsenalowi bezcenne trzy oczka.