Oto subiektywny ranking węgierskich szkoleniowców piłkarskich w Polsce. 1. János Steiner (1908-1960) Absolutny rekordzista jeśli chodzi o sukcesy w Polsce. Przed przyjazdem na Wisłę pracował w Vasasie Budapeszt. Zdobywał mistrzostwo Polski aż z trzema klubami - Legią (w 1955), Górnikiem (1959) i Ruchem (1960). Pracował jeszcze w Zawiszy Bydgoszcz i Wawel Kraków. W Polsce czuł się świetnie, spędził tu ostatnie sześć lat życia. Do Legii ściągnął nieznanych Ernesta Pohla i Lucjana Brychczego, któremu nadaje słynny przydomek "Kici" (Mały). Legendarny staje się jego sposób mówienia - słynna mieszanka polskiego, śląskiego, węgierskiego, rosyjskiego i niemieckiego. "Szibkie labda, duszo rucha, Gut spiel, dobra robi gol" - to próbka. Jan Kowalski z Górnika opowiadał mi, że Steiner pasował mu z charakteru, nigdy nikogo nie obrażał. Dla Eugeniusza Lercha z Ruchu również był znakomitym fachowcem. - Na Śląsku dawał pokazy treningów dla całego środowiska. Dla niego najważniejsza była technika. Zajęcia zawsze były krótkie, ale intensywne. Z nikim się nie kłócił, ale ja coś powiedział to nie było dyskusji. Z Węgier przywoził dla nas kabanosy - opowiadał mi Eugeniusz Lerch. Ożenił się z sekretarką Ruchu. Kilka miesięcy później dostał ataku wyrostka robaczkowego, akurat podczas sparingu Ruchu ze Stalą Mielec. Zmarł na rękach lekarzy w czerwcu 1960 roku. Kondukt przemaszerował ulicami Chorzowa. Rodzina przywozi na pogrzeb woreczek z węgierską ziemią. Stawiają mu efektowny nagrobek z piłką, w której świeci się świeczka. Dziś po grobie nie ma śladu. 2. Géza Kalocsay (1913-2008) Według wielu polskich sław z Hubertem Kostką na czele właśnie ten fachowiec otworzył polskim piłkarzom oczy na nowoczesną piłkę. Włodzimierz Lubański mówił mi, że był pierwszym trenerem, który ustawił zespół pod względem taktycznym. Doskonale rozumiał i czytał grę. Urodził się węgierskiej rodzinie na Rusi Zakarpackiej, był wszechstronnie wykształcony, studiował w Pradze i Budapeszcie, nie miał kompleksów. Przed przyjściem do Górnika pracował m.in. w Partizanie Belgrad, Liege i... Algierii. Zygfryd Szołtysik mówił mi, że żądał od piłkarzy gry kontaktowej, agresywnej. Wzrosła przez to ilość kontuzji, bo nawet na treningach Gralo się ostro, ale takie myślenie dawało efekty. Z Górnikiem zdobywa mistrzostwo Polski w 1967, ale przede wszystkim wznosi go na europejski poziom. To w dużej mierze dzięki niemu zabrzanie dochodzą do finału Zdobywców Pucharów. Kalocsaya już wtedy w Zabrzu nie ma: na Śląsku mieszka sam i zaczyna sprowadzać sobie dziewczyny. Rodzice skarżą się na trenera w Komitecie Miejskim PZPR. Kalocsay musi opuścić Górnika. W prasie nie ma żadnych informacji na ten temat. Po odejściu tęskni za Zabrzem 3. Imre Pozsonyi (1880-1932) Pionier. W młodości napastnik MTK, reprezentant Węgier. W 1921roku był trenerem Cracovii, z którą wygrał pierwsze w historii rozgrywki o mistrzostwo Polski. W tym samym roku w grudniu jako trener poprowadził reprezentację Polski w pierwszym w historii meczu międzypaństwowym (selekcjonerem był Józef Szkolnikowski). Po wyjeździe z Polski był trenerem FC Barcelona (w latach 1924-25). Pod koniec lat 20. Wyemigrował do Stanów Zjednoczonych, gdzie zmarł w biedzie. 4. Ferenc Szusza (1923-2006) Najlepszy piłkarz w tym gronie. Jako napastnik Ujpestu strzelił w lidze węgierskiej aż 393 gole! To rekord w tamtejszej lidze. Był cztery razy mistrzem Węgier, dla reprezentacji strzelił 18 goli w 24 meczach. Kiedy jako 48-latek przyszedł do Zabrza od razu wzbudził u piłkarzy podziw i respekt z racji umiejętności. Hubert Kostka opowiadał mi, że do Polski przyjechał oplem rekordem, którego podarował mu Ferenc Puskas. Jego charakter najlepiej oddaje opowieść Henryka Latochy. Obrońca Górnika wspominał mi jak pewnego dnia nie zagrały terminy na zgrupowaniu w Jugosławii. Lot miał być następnego dnia, a nie tego samego. Szusza nie przejmował się tylko od razu zaprosił głodnych piłkarzy na kolację. Okazało się, że pieniądze wygrał wcześniej w kasynie. Z Górnikiem zdobywa mistrzostw Polski w 1971 roku. Po opuszczeniu Zabrza wyjechał na siedem lat do Hiszpanii gdzie m.in. prowadził Betis Sevillę i Atletico Madryt. 5. Zoltan Opata (1900-82) Gwiazda węgierskiej piłki w latach 20., aż sześć razy w tamtej dekadzie zdobył z MTK Budapeszt mistrzostwo. Jako trener, zanim przyjechał na Górny Śląsk, zdobył mistrzostwo Jugosławii z HASK Zagrzeb i mistrzostwo Rumunii z UT Arad. Dla Górnika wywalczył pierwsze mistrzostwo Polski w jego historii, w 1957 roku. Stefan Florenski opowiadał mi, ze najbardziej lubił pracować właśnie z nim. Celestyna Lentner, żona Romana śmiała się z kolei, że wieczorami często przyjeżdżał do piłkarzy żeby sprawdzić czy są w domu. Trudno się dziwić jeśli sobie uzmysłowimy, ze prowadził wtedy w Górniku zaglądających do kieliszka Ernesta Pohla czy równie fenomenalnego Edmunda Kowala. Jej mąż mówił mi, ze Opata interesował się zawodnikami Górnika po ojcowsku, potrafił wysłuchać, doradzić, pogłaskać. 6. Károly Fogl (1895-1969) W reprezentacji Węgier i w Ujpescie grał na obronie. Także na igrzyskach olimpijskich w Paryżu w 1924 roku. Tworzył żelazny duet defensywny z młodszym bratem Józsefem. Był obieżyświatem. Zanim rozpoczął pracę w Polsce trenował w Bułgarii (m.in. reprezentację) i Rumunii. W Polsce z Wartą Poznań wywalczył wicemistrzostwo Polski w 1938 roku. W 1947 wrócił do Poznania i zdobył z Wartą mistrzostwo! Co za come back! Pracował też w Polonii Warszawa a także klubach niższych klas - Brdzie Bydgoszcz, Czarnych Nakło, Polonii Chodzież i Olimpii Poznań. Jest przedstawicielem braterskiego, trenerskiego tercetu, jego starszy Ferenc (nr 8) też odniósł w Polsce sukces. Wspomniany młodszy, József, nie zdążył. 7. Ferenc Farsang (1927-2000) Nietypowy przedstawiciel szkoły węgierskiej. Stawiał nie na technikę a przygotowanie fizyczne, na siłę i wybieganie. Farsang szybko zorientował się, że zawodnicy pod względem piłkarskim są właściwie kompletni, wziął ich za to do galopu. Miał wigor, bo kiedy przyjechał do Polski miał tylko 37 lat. Dziś już nieco zapomniany, ale to przecież właśnie on - w 1964 i 65 - zdobywa z Górnikiem mistrzostwo Polski. Jako jedyny z węgierskich trenerów nie mówił po niemiecku, ale w jego przypadku nie było to przeszkodą, bo w kwartał... nauczył się polskiego. 8. Ferenc Fogl (1887-1954) Był bratem Karola (nr 6) i trenerem Ruchu Wielkie Hajduki w ekstraklasie, zdobył z nim mistrzostwo Polski w 1938 roku. Według innej wersji miał na imię Istvan. Zamierzał przedłużyć kontrakt, ale ostatecznie, w lutym 1939 roku, zdecydował się na powrót z bratem Józsefem, który miał trenować AKS Chorzów, do ojczyzny. 9. Franz Plattko (1898-1983) Nie udało mu się obronić dla Cracovii mistrzostwa Polski w 1938 roku, ale musiał znaleźć się w tym zestawieniu ze względu na... zdumiewającą karierę! Jako bramkarz, reprezentant Węgier, był aż przez siedem lat zawodnikiem Barcelony. Jako trener pracował nie tylko w Szwajcarii (Basel), Francji (Mulhouse, Roubaix), Hiszpanii (Barcelona, Celta), Portugalii (Porto). Prowadził tez reprezentację USA na igrzyskach w Berlinie. Kiedy opuścił Kraków wyjechał do... Ameryki Południowej gdzie był w Chile był szkoleniowcem Colo-Colo i tamtejszej reprezentacji. Za to w Argentynie prowadził zarówno River Plate jak i Boca Juniors! Zmarł w chilijskim Santiago. 10. Nándor Hidegkuti (1922-2002) Najsławniejszy z tego grona, wicemistrz świata w 1954 roku, fenomenalny środkowy napastnik. Między trenowaniem Fiorentiny i bogatych klubów z krajów arabskich, w 1971 wpadł na krótko do Stali Rzeszów. *** To oczywiście tylko wybrani, węgierskich szkoleniowców było w Polsce znacznie, znacznie więcej - w Legii, Ruchu, Cracovii, Wiśle... Także - o czym mało kto pamięta - w Lechu. "Kolejorza", jeszcze w okręgówce, przed wojną, gdy nie nazywał się jeszcze Lech - prowadził Laszlo Marcai.