- Przede wszystkim chciałem, żebyśmy wygrali. Starałem się asekurować tyły, żeby Kuba Błaszczykowski mógł atakować. Myślę, że nasza gra mogła się kibicom podobać - powiedział Marcin Wasilewski, który dostał taką owację, że ktoś obok nas powiedział, że dawno już żaden krakowianin na stadionie Legii nie dostał takiej owacji. - Krytycznym punktem meczu było ostatnie 20 minut, gdy broniliśmy się w dziesiątkę. Koledzy harowali na całej długości i szerokości boiska, żeby dowieźć do końca ten wynik 1-1. Dzięki temu się udało - dodał. "Wasyl" odniósł się też do bramki, jaką strzelił nam na 1-1 Javier Hernandez. - Strasznie szybki i błyskotliwy zawodnik. Szkoda, bo próbowałem zablokować ten strzał i piłka odbita od nóg zmyliła naszego bramkarza. Przemek Tytoń mówił mi nawet, że gdyby mi się od nóg nie odbiła piłka, to by ten strzał obronił. Wielka szkoda - żałował obrońca Anderlechtu. Czy Marcin Wasilewski ma nadzieję na to, że wygryzie z pierwszego składu Łukasza Piszczka? - Ciężko mi mówić o Łukaszu Piszczku, bo go tu nie ma. Dla mnie to on jest numerem "jeden", a ja mogę być dublerem. Trener ma co najmniej dwóch zawodników do dyspozycji na prawą obronę - tłumaczył "Wasyl". Jakie pan Marcin ma odczucia przed wtorkowym starciem z Niemcami w Gdańsku? - Wiem, że Niemcy się "rozstrzelali" w meczu z Austrią (wygrali 6-2), ale trzeba ich będzie jakoś we wtorek zatrzymać - zakończył. Notowali w Warszawie: Michał Białoński i Dariusz Wołowski