Mistrz Polski jednak nie zapomniał, jak się gra w piłkę. Aleksandar Vuković okazał się świetnym motywatorem. Wystarczyły mu zaledwie dwa dni pracy żeby nieliczni kibice, którzy przyszli na stadion przy Łazienkowskiej, przecierali oczy ze zdumienia. Legia zdominowała rywala. Zagrała ambitnie i skutecznie. To wystarczyło, żeby rozgromić Zagłębie i w efekcie opuścić nie tylko wstydliwe ostatnie miejsce w tabeli, ale także wyjść ze strefy spadkowej. Vuković pokazał, że Legia nie musi opierać się tylko na obcokrajowcach. W szerokiej kadrze znalazł piłkarza, którego mistrzom Polski ostatnio brakowało - skutecznego i umiejącego grać do przodu defensywnego pomocnika - Bartłomieja Ciepielę. To on razem ze swoim partnerem ze środka pola Bartoszem Sliszem byli wyróżniającymi się piłkarzami w pierwszej połowie. Slisz chciał pokazać się swoim byłym kolegom z Zagłębia i mu się to udało. Rozgrywający swój 50. ligowy mecz w Legii pomocnik, w 26. min fantastycznie rzucił piłkę w pole karne gości. Zza pleców obrońców wyskoczył wślizgiem Rafael Lopes i Dominik Hładun musiał wyciągać piłkę z siatki. W 39. min Ciepiela zagrał do świetnie spisującego się Yuriego Ribeiro, który dokładnie dośrodkował w pole karne, gdzie najwyżej wyskoczył Lopes i podwyższył na 2:0. Kibice mieli się z czego cieszyć, bo ostatni raz, kiedy Legia chodziła na przerwę z dwubramkową przewagą w lidze, miał miejsce 3 kwietnia w wygranym 4:2 meczu z Pogonią Szczecin. To była Wielka Sobota. Kibice musieli czekać na podobną skuteczność niemal do kolejnych świąt. Legia Warszawa błyszczała choć nie mogła liczyć na doping własnych nielicznych kibiców, a może właśnie dlatego. Przeżywający gigantyczny kryzys mistrz Polski potrzebował wsparcia, a zamiast tego piłkarze znowu musieli przyjąć gigantyczną porcję szydery. "Czy was trzeba napier.., byście się zaczęli starać?" - pytali kibice, nawiązując do skandalicznego incydentu z pobiciem piłkarzy po meczu z Wisłą Płock. Piłkarze jednak grali swoje. Ostatni raz dwa gole w pierwszej połowie strzelili 19 września przeciwko Górnikowi Łęczna. Ostatni raz trzy gole w jednym meczu Legia strzeliła w tym samym spotkaniu. Legia zadała dwa ciosy tuż po przerwie Trzy, bo już w 49. min Tomas Pekhart podwyższył wynik spotkania. Czech trafił do siatki po raz pierwszy od 3 października i gola z rzutu karnego w meczu z Lechią Gdańsk. Był to 30 gol Pekharta w jego 51 spotkaniu ligowym Legii. Poprzednio szybciej 30 bramek w Ekstraklasie zdobył Carlitos - w 50. meczu w sezonie 2018/19. Pekhart przypomniał sobie, jak się strzela, i że lubi to robić w meczach z Zagłębiem Lubin. To był bowiem jego siódmy gol, strzelony temu rywalowi. W Legii nikt nie ma więcej, a tyle samo Marcin Mięciel. CZYTAJ TAKŻE: <a href="https://sport.interia.pl/klub-legia-warszawa/news-kiepskie-prognozy-dla-legii-warszawa-nie-zanosi-sie-na-miejs,nId,5709500">Kiepskie prognozy dla Legii Warszawa</a> Piłkarzem, który idealnie dograł na głowę Pekhartowi był Josue. Portugalczyk w 53. min miał na swoim koncie już dwie asysty, bo po jego zagraniu w pole karne, świetnym szczupakiem popisał się Mateusz Hołownia i było już 4-0. Vuković odmienił Legię dodał jej energii, której brakowało jej za kadencji Marka Gołębiewskiego. Kibice mogą tylko żałować, że Dariusz Mioduski i Radosław Kucharski po zwolnieniu Czesława Michniewicza nie zdecydowali się na zatrudnienie bardziej doświadczonego szkoleniowca. Czas z Gołębiewskim na ławce, to czas stracony. A tych pięciu porażek w sześciu meczach Legia już nie zdoła odrobić. 33. mecz Legii Warszawa w tym sezonie Jeśli chodzi o Michniewicza, to okazało się też, że Legia nie jest aż tak fatalnie przygotowana fizycznie do sezonu, jak próbował wmówić kibicom Mioduski. Skomentował to na Tweeterze menedżer byłego trenera Legii, Mariusz Piekarski. "33. mecz Legii w sezonie ,chyba między bajki można włożyć historię o złym przygotowaniu fizycznym zespołu. GŁOWA to najważniejsza nie tylko w piłce" - napisał. Mental, zaangażowanie, ambicja to wszystko miała Legia w meczu z Zagłebiem, a do tego doszło jeszcze szczęście. Bo jak inaczej nazwać to, co stało się w 58. min, kiedy Artura Boruca słupek ratował trzy razy w jednej akcji?