Sześć kolejek przed końcem sezonu Ruch był ostatni w tabeli Ekstraklasy z dziesięcioma punktami straty do bezpiecznej pozycji. Zwycięstwo nad Widzewem było najpewniej ostatnią szansą, by beniaminek jeszcze odwrócił raczej nieubłagany los. Nawet jednak kibice "Niebieskich" wydają się pogodzeni ze spadkiem. - Trzeba grać przez cały sezon, a nie próbować gonić na koniec. Zmienialiśmy trenerów, ale to też nic nie dało. Nie było żadnej różnicy czy zespół prowadził Skrobacz, Woś czy Niedźwiedź - dzielił się przy kiełbasce z autorem kibic Ruchu, który na mecz przyjechał z synem i jak mówił kibicem "Żaboli", czyli Górnik Zabrze. - Nie wiemy nawet, na jakim stadionie będziemy grać w przyszłym sezonie. Jedyny powód do optymizmu to nowy prezydent Chorzowa, który wywodzi się z fanów. Widzew z kolei po bardzo przeciętnej rundzie jesiennej radzi sobie bardzo dobrze. W 2024 roku więcej punktów zdobył tylko Górnik Zabrze. Łodzianie są już właściwie pewni utrzymania, a wyższe miejsce niż ósme raczej im już nie grozi, bo do siódmej Legii Warszawa tracą siedem punktów. Środek tabeli to i tak byłoby niezłe osiągnięcie dla drużyny prowadzonej przez Daniela Myśliwca. W poprzednim sezonie pod wodzą Janusza Niedźwiedzia, obecnego szkoleniowca Ruchu, był dwunasty. Minęło zaledwie 110 sekund a Widzew objął prowadzenie. Prawa strona akcję przeprowadził Jordi Sanchez, podał, z piłką minął się Antoni Klimek, ta trafiła do Bartłomieja Pawłowskiego, a nadbiegający Luis da Silva trafił na 1:0. To był piorunujący początek widzewiaków, ale szybko Ruch doszedł do głosu. Czujnie bronił jednak Rafał Gikiewicz. I to goście byli groźniejsi. Pawłowski przebiegł pół boiska, nikt mu specjalnie nie przeszkadzał, więc wpadł w pole karne, uderzył, Dante Stipica podbił piłkę a ta odbiła się od poprzeczki. W 21. minucie chorzowianie mieli świetną okazję do wyrównania. Z lewej strony dokładnie podał wypożyczony z Widzewa Juliusz Letniowski, ale Łukasz Moneta z kilku metrów fatalnie spudłował. Goście odpowiedzieli akcją Pawłowskiego, który zagrał do Antoniego Klimka, ale strzał młodzieżowca odbił Stipica. Po chwili szarżę Sancheza zatrzymał Szymon Szymański. Niewiele zabrakło, by Ruch rozpoczął drugą połowę tak, jak Widzew pierwszą. Zza pola karnego bardzo mocno uderzył Patryk Sikora, Gikiewicz odbił do boku, ale Tomasz Wójtowicz nie potrafił dobić. Po chwili to jednak gospodarze podarowali prezent łodzianom. Stipica tak próbował nie dopuścić do rzutu rożnego, że podał piłkę pod nogi Sancheza. Hiszpan to wykorzystał i Widzew prowadził już 2:0. Chorzowianie nie potrafili szybko zareagować. To Widzew był bliżej trzeciego gola. W 76. minucie gospodarze odpowiedzieli świetną akcję rezerwowych. Prawą stroną zaatakował Adam Vlkanova, podał w pole karne, a kontaktową bramkę strzelił Miłosz Kozak. Tuż przed końcem kibice Widzewa odpalili tak wielką ilość fajerwerków i rac, że cały stadion zasnuł się dymem. Sędzia zdecydował, że obie drużyny zejdą do szatni, by poczekać na poprawę sytuacji. Zanim wrócili na boisku minęło prawie 20 minut. Arbiter przedłużył spotkanie o kwadrans. Ruch nacierał. Groźnie i mocno strzelił Josema, ale obok bramki. Widzew wyszedł jednak obronną ręką, a do tego w końcówce po analizie VAR sędzia podyktował rzut karny dla łodzian za zagranie ręką. Z jedenastu metrów pewnie kopnął Pawłowski. A jeszcze na 2:3 zdążył trafić Kozak.