Dopiero co skończyły się mistrzostwa świata w Katarze, a mundialowe emocje odżywają na nowo. Na razie poza boiskami. Wczoraj na posiedzeniu Rady FIFA w stolicy Rwandy - Kigali, światowa centrala piłkarska zatwierdziła format rozgrywek na mistrzostwa w roku 2026. W turnieju, który odbędzie się w USA, Meksyku i Kanadzie po raz pierwszy weźmie udział 48 drużyn narodowych. Na szczęście nie sprawdził się groteskowy scenariusz z 16 grupami po 3 zespoły. Wówczas mecze nie mogłyby odbywać się równocześnie, co z pewnością prowadziłoby do nadużyć. Ostatecznie stanęło na 12 grupach po 4 zespoły - awans do fazy pucharowej uzyskają po 2 najlepsze z każdej grupy i 8 najlepszych z 3. miejsc. To oznacza, że aby wyeliminować 16 najsłabszych zespołów i zostawić 32 najlepsze (optymalna liczba) trzeba będzie rozegrać aż 72 (!) mecze. Cały turniej to 104 (!!!) spotkania, ale to telewizyjny pieniądz od dawna rządzi piłką nożną więc nie ma się co dziwić. Tyle jeśli chodzi o najbliższy mundial. Sporo się dzieje także w kwestii kolejnego, który zostanie rozegrany w 2030 r. Gospodarz 24. mistrzostw świata w historii zostanie wybrany w trzecim kwartale 2024 r. Na dziś największe szanse mają trzy oferty, wszystkie są multinarodowe, a niektóre wręcz multikontynentalne. Dziś w dobie globalnego kryzysu jeden kraj nie jest w stanie zorganizować światowego mundialu, zwłaszcza jeśli bierze w nim udział prawie 50 reprezentacji. Mistrzostwa świata roku 2030 zostaną rozegrane w setną rocznicę pierwszego mundialu w Urugwaju. Romantycy futbolu chętnie zobaczyliby powrót do korzeni, stąd łączona kandydatura Urugwaju właśnie, a dodatkowo Argentyny, Paragwaju i Chile. Ukraina nie zorganizuje mundialu w 2030 r. Grecja bardzo liczyła na organizację igrzysk olimpijskich w setną rocznicę pierwszych zawodów w 1996 r., wówczas wygrała oferta amerykańskiej Atlanty i pieniądze Coca-Coli. Dziś Grecy są po stronie ogromnych pieniędzy, a ich oferta jest trzecią częścią kandydatury, która dodatkowo obejmuje Arabię Saudyjską i Egiptu. To kraje z aż trzech kontynentów, trudno nie zgadnąć kto jest motorem napędowym tej kandydatury - to Saudowie, którzy zapewne pozazdrościli Katarowi, który zorganizował perfekcyjny turniej, w którym nikt nie pytał o koszty. Wreszcie trzecia kandydatura, najbliższa nam geograficznie, choć mogłaby być na wskroś europejska, a taka właśnie przestała być. W 2021 r. wspólną ofertę ogłosiły kraje Półwyspu Iberyjskiego, Hiszpania i Portugalia. W październiku, kilka miesięcy po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji dołączyła do nich Ukraina, która jak wiadomo ma obecnie inne problemy od piłkarskiego mundialu. Dlatego wczoraj na wspomnianym zjeździe FIA w Kigali, marokański król Mohammed VI ogłosił, że jego kraj zastąpi Ukrainę, a od tej pory kandydatura będzie hiszpańsko-portugalsko-marokańska, co geograficznie ma większy sens, kraje są położone bliżej siebie niż Ukraina. W przeszłości Maroko starało się już o mundiale w latach 1994, 1998, 2006, 2010 i 2026. Maciej SłomińskI, INTERIA