Jakub Żelepień, Interia: Aby zrozumieć prawniczą teraźniejszość, musimy powiedzieć najpierw nieco o przeszłości. W zeszłym roku Finansowe Fair Play przestało istnieć, ale przez lata miało realny wpływ na europejski futbol. Czym tak naprawdę było? Fredy Fürst, Kierownik Działu Licencji PZPN, adwokat: Nie powinniśmy przede wszystkim mówić, że Finansowe Fair Play przestało istnieć. Ono zostało zmodyfikowane i dziś istnieje jako Stabilność Finansowa. W 2010 roku FFP wprowadziło zasadę braku przeterminowanych zobowiązań wobec innych klubów, piłkarzy, pracowników, ale także instytucji państwowych, czyli na przykład urzędu skarbowego czy Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. To wszystko zostało zachowane także w Stabilności Finansowej. Zmieniły się jednak limity, ponieważ wcześniej odchylenie finansowe klubów mogło wynosić 30 milionów euro w skumulowanym okresie trzyletnim, a obecnie zostało zwiększone do 60, a w przypadku spełnienia konkretnych warunków może wzrosnąć nawet do 90 milionów. To oznacza, że UEFA pozwoli najbogatszym klubom świata na jeszcze większe szaleństwo na rynku transferowym? - Raczej nie należy tego interpretować w ten sposób. Zwiększenie limitów to pokłosie pandemii COVID-19. Pozwolę sobie przypomnieć genezę powstania FFP, które weszło w życie w 2010 roku. W wyniku przeprowadzonej pod koniec 2009 roku analizy okazało się, że kluby najwyższych klas rozgrywkowych w Europie wygenerowały stratę netto na poziomie mniej więcej 1,6 miliarda euro. Wprowadzone przez UEFA instrumenty miały sprawić, że włodarze będą wydawać pieniądze w sposób bardziej racjonalny, tworzyć plany finansowe i kontrolować budżety. W 2018 roku ponownie przeprowadzono analizę klubów z najwyższych klas rozgrywkowych w Europie i jak się okazało - po 8 latach funkcjonowania FFP łącznie kluby wykazały zysk netto w wysokości około 140 milionów euro. Czyli wprowadzony przez europejską centralę monitoring finansowy działał. - Tak, a przede wszystkim uświadomił prezesów i właścicieli europejskich klubów, że trzeba bilansować wydatki. W tym aspekcie FFP się sprawdziło i w mojej opinii będzie sprawdzać się także w nowej wersji, czyli jako Stabilność Finansowa. Co się zmieniło poza limitami? - Przede wszystkim została wprowadzona zasada kapitału własnego netto. Krótko mówiąc: kluby będą musiały wykazać, że mają dodatni kapitał. Jeśli tak będzie, to mogą grać w europejskich pucharach. Jeśli nie, będą musiały udowodnić, że rok do roku ujemny kapitał został zmniejszony o co najmniej 10%. W innym wypadku UEFA nie dopuści danej drużyny do swoich rozgrywek. W tym temacie centrala zapowiedziała już, że będzie zerojedynkowa. Kluby muszą więc albo mieć dobrą kondycję finansową, albo przynajmniej zmierzać w odpowiednim kierunku. - Wydaje mi się, że to jest bardzo dobre narzędzie. Nie pozwoli klubom pogarszać swojej sytuacji - oczywiście pod warunkiem, że chcą one docelowo grać w rozgrywkach UEFA. Każda federacja może bowiem na poziomie krajowym wprowadzić swoje regulacje, niekoniecznie pokrywające się z tymi narzucanymi przez UEFA. My, jako PZPN, postanowiliśmy jednak zaimplementować je do Ekstraklasy, aby ułatwić sprawę naszym klubom. Zasada kapitału własnego netto znalazła się już w Podręczniku Licencyjnym na sezon 2023/2024, natomiast na razie jest to pilotaż i nie będą wyciągane żadne konsekwencje, jeśli klubom nie uda się sprostać wymaganiom. Przepis zacznie obowiązywać w pełni od edycji 2024/2025, kiedy to wprowadzi go również UEFA. Chcemy, aby prezesi w Ekstraklasie oswoili się z zasadą kapitału własnego netto i przygotowali swoje kluby z odpowiednim wyprzedzeniem. Sami też przenalizujemy, co jeszcze możemy zrobić, aby żaden polski klub nie miał za dwa lata problemu z grą w Europie. Przejdźmy do kolejnych zmian wprowadzonych przez Stabilność Finansową. - Warto powiedzieć przede wszystkim o tak zwanym wskaźniku kosztów zespołu - jest to relacja pomiędzy kosztami zespołu a skorygowanymi przychodami operacyjnymi klubu. Prosty przykład: jeżeli jakiś podmiot ma przychody na poziomie 100 milionów euro, to docelowo, w sezonie 2025/2026, nie może wydać na transfery, prowizje agentów, wynagrodzenia i tak dalej więcej niż 70% tej kwoty, czyli 70 milionów euro. W dwóch wcześniejszych sezonach - 2023/2024 i 2024/2025 - będzie to z kolei odpowiednio 90 i 80%, aby kluby miały czas na przystosowanie się do nowych zasad. Tych dwóch zasad - kapitału własnego netto i wskaźników kosztów zespołu - nie było w FFP, a ich wprowadzenie jest odpowiedzią na obecny stan rzeczy. Wydaje się jednak, że UEFA nie potrafi na razie odpowiedzieć na rozwiązanie stosowane przede wszystkim przez kluby angielskie, czyli amortyzację transferu. Chodzi o podpisywanie wieloletnich kontraktów i rozbijanie dzięki temu kosztów transferu. - Zgodnie z regulacjami FIFA (Regulations on the Status and Transfer of Players), a dokładniej z art. 18 pkt. 2 wspomnianych regulacji, długość kontraktu może wynosić maksymalnie pięć lat. Jest tam jednak również podpunkt mówiący o tym, że jeśli przepisy w danym kraju stanowią inaczej, to są one nadrzędne. I to wykorzystują angielscy giganci. - W Anglii, zgodnie z moją wiedzą, nie ma przepisów mówiących o tym, że kontrakt może być ważny przez maksymalnie pięć lat, co jest pewną furtką dla klubów. Umowy zostały rozciągnięte na 7-8 lat, a mogą być nawet na dłużej, dzięki czemu transfer 100-milionowy w bilansie rocznym można rozpisać jako zaledwie 10-milionowy. UEFA zamierza coś z tym zrobić? - Kiedy Stabilność Finansowa była wprowadzana w życie, nie wydarzył się jeszcze głośny case Chelsea. Z doniesień prasowych - bo osobiście takiej informacji nie uzyskałem - wynika jednak, że UEFA chce doregulować pewne kwestie. Nie będzie ingerować w długość kontraktów, natomiast ustali maksymalny czas amortyzacji transferu najpewniej na pięć lat. Czy poza kapitałem własnym netto i wskaźników kosztów zespołu, o których wspomnieliśmy, PZPN przenosi także inne zasady zaczerpnięte ze Stabilność Finansowej na polski grunt? - Tak, w zasadzie wszystko będzie w naszym Podręczniku Licencyjnym identyczne, jak w przepisach UEFA. Warto powiedzieć, że nastąpiła fundamentalna z punktu widzenia polskich klubów zmiana. Dotychczas musiały one spłacić ewentualne przeterminowane zobowiązania - powstałe do 31 grudnia roku kalendarzowego poprzedzającego sezon licencyjny - do 31 marca roku kalendarzowego, w którym rozpoczyna się sezon licencyjny. Teraz, w myśl nowelizacji wprowadzonej przez UEFA, odchodzimy od tej zasady i wprowadzamy nową. W procesie licencyjnym będą brane pod uwagę zobowiązania, których termin płatności przypada na 28 lutego roku kalendarzowego, w którym rozpoczyna się sezon licencyjny, a które muszą zostać spłacone do 31 marca. UEFA wydłużała więc okres objęty monitoringiem, a skróciła czas na spłatę. Uważa pan, że znajdą się kluby, które będą miały poważne problemy z realizacją wszystkich zapisów? Przede wszystkim myślę o kapitale własnym netto. - Wydaje mi się, że może to być duża trudność dla sporej części naszych klubów. Nie skłamię, jeśli powiem, że ponad połowa drużyn z Ekstraklasy miała do tej pory ujemne kapitały własne. Prezesi wiedzą już dokładnie, jakie stoi przed nimi wyzwanie? - Tak, pod koniec stycznia odbyło się coroczne szkolenie dla klubów Ekstraklasy, na którym omówiliśmy wszystkie zmiany. W najbliższym roku będziemy przyglądać się temu, jak kluby radzą sobie ze zbijaniem ujemnego kapitału. Jeśli pójdzie źle, będziemy mieli rok, aby wypracować rozwiązania. Być może będziemy korzystali z narzędzi, które mamy do dyspozycji - ograniczenie wydatków na wynagrodzenia czy zakaz transferowy. Chciałbym podkreślić, że nie traktujemy tego jako kary, ale sposobu na polepszenie kondycji finansowej klubu. To jest poniekąd prowadzenie właścicieli klubów za rękę. - Pan to powiedział. Bo takie odnoszę wrażenie. - Ja bym raczej powiedział, że w piłce nożnej niektórzy podejmują ryzyko finansowe, aby osiągnąć dany cel sportowy. Czasem może się to opłacić, a czasem nie. Znamy mnóstwo przypadków klubów, które podupadły po okresie zbyt radykalnych inwestycji. Od tego są Organy Licencyjne, żeby pomóc w wyjściu z sytuacji kryzysowej. Jak przedstawiciele polskich klubów przyjęli zmiany? - Ze zrozumieniem i świadomością, że przyniesie to długofalową korzyść, ale i z obawami, czy uda się wypełnić przede wszystkim zasadę kapitału własnego netto. Jak już wspomniałem, w przypadku części klubów te obawy są w pełni uzasadnione. Mam jednak wrażenie, że niedotrzymanie limitów - w przypadku Ekstraklasy - nie będzie prowadziło do nieprzyznania licencji. Mamy założenie, żeby nie być w tym zakresie tak zerojedynkowi, jak UEFA. Chcemy raczej, aby zasada kapitału własnego netto posłużyła nam jako narzędzie wspomagające. Cel jest jeden: aby polskie kluby się rozwijały i grały z sukcesami w Europie. Trzymamy za nie kciuki i liczymy na to, że jeśli nie wydarzy się jakiś kataklizm, to wszystkie zespoły z Ekstraklasy, przy drobnej pomocy Organów Licencyjnych, będą mogły pochwalić się dodatnim kapitałem. Rozmawiał Jakub Żelepień, Interia