W poważnych tarapatach znalazł się Zbigniew Boniek, który od kilkudziesięciu godzin musi tłumaczyć się z komunikatu wydanego przez zachodniopomorski pion PZ PK. Legendę polskiej piłki oskarżono o wyrządzenie rodzimej federacji piłkarskiej szkody majątkowej wielkich rozmiarów, podczas gdy pełnił on funkcję prezesa. Poza bydgoszczaninem na niechlubnej liście pojawiło się również aż trzynaście innych nazwisk. Sprawa, przynajmniej na papierze, wydaje się poważna, ponieważ chodzi o naprawdę ogromne pieniądze. "Zbigniew B. został oskarżony o to, że w okresie od listopada 2014 r. do sierpnia 2021 roku, jako prezes PZPN, działając wspólnie i w porozumieniu z Gabrielą M., Jakubem T., Maciejem S. oraz Andrzejem P., nadużywając przysługujących mu uprawnień w zakresie negocjowania umów i niedopełniając obowiązków dbałości o mienie, wyrządził PZPN szkodę majątkową wielkich rozmiarów, poprzez zapłatę spółce O. sp. z o.o. kwoty 1.016.902 zł. za fikcyjne negocjacje umowy sponsorskiej pomiędzy PZPN a U. sp. z o.o." - brzmiał najważniejszy fragment dokumentu dostępnego na "gov.pl". Były gracz między innymi Juventusu, pomimo nieciekawej sytuacji, zachowuje przeogromny spokój. "Nareszcie" - napisał od razu w serwisie X, dodając kilkanaście emotikon. "Nic nie będę w tej sprawie robić. Zobaczymy, co będzie dalej. Za pięć, sześć, siedem lat wszystkich nas uniewinnią, bo nie mamy nawet motywu. Prokuratorzy działali na zlecenie polityczne. Można tylko podejrzewać, skąd cała ta sprawa" - przekazał później w rozmowie z WP SportoweFakty. UEFA przysłała dwa zdania do polskiej redakcji. Pozycja Bońka niezagrożona Ta sama redakcja nie zamierzała poprzestać na uzyskaniu komentarza od 68-latka i wystosowała prośbę o stanowisko do UEFA. Dlaczego akurat Unia Europejskich Związków Piłkarskich? Zbigniew Boniek pełni w niej funkcję wiceprezesa. Odpowiedź przyszła stosunkowo szybko, bo już we wtorkowe popołudnie. "UEFA nie komentuje trwających procesów prawnych i mocno wierzy w zasadę domniemania niewinności przy okazji jakichkolwiek środków prawnych. Nie mamy nic więcej do dodania" - napisała osoba odpowiedzialna za komunikację z mediami. Popularny "Zibi" na razie może więc spać w miarę spokojnie i czekać na kolejne informacje w sprawie. Konieczna będzie jednak współpraca z prokuraturą, która zamierza wyjaśnić nieścisłości. "Jeżeli będzie się stawiał do sądu, to nie będzie zatrzymany, ani doprowadzony. Jeśli natomiast sąd będzie widział jego obecność jako obowiązkową, a on nie będzie się stawiał, wówczas sąd może go zatrzymać i doprowadzić" - mówił na łamach Interia Sport rzecznik prasowy PK, prok. Przemysław Nowak.