O zniesienie reguły FFP, a właściwie o zmiany w systemie kontroli finansów, najmocniejsze europejskie kluby walczyły już od jakiegoś czasu, a poniekąd pokłosiem ich dążeń do zmian była próba założenia Superligi. Do tego doszła pandemia, a jak wynika z wyliczeń UEFA, spowodowała ona odpływ z kasy klubów około siedmiu miliardów euro. Organizacja musiała więc zareagować, rozmowy trwały ponad rok. Dwa tygodnie temu New York Times poinformował, że nowe zasady zostaną ostatecznie uchwalone przez UEFA 7 kwietnia, czyli jutro, podczas posiedzenia Komitetu Wykonawczego UEFA w Nyonie. A w agendzie już znalazł się zapis: "Zatwierdzenie przepisów dotyczących licencjonowania klubów UEFA i zrównoważonego rozwoju finansowego". Nie będzie to reforma Finansowego Fair Play, bo od tego UEFA chce uciec - nazwa kojarzy się z poprzednimi władzami, w tym z sekretarzem generalnym Giannim Infantino. Im jesteś bogatszy, tym więcej wydasz Choć zaledwie kilka miesięcy temu prezydent UEFA Aleksander Čeferin wspominał o możliwości zastosowania limitu wynagrodzeń, który wyrównałby szanse wielu klubów, to w nowej reformie ten pomysł się nie znajdzie. Powodem mają być przede wszystkim europejskie regulacje dotyczące prawa pracy. Główna zasada "Zrównoważonego Rozwoju Finansowego" reguluje, że kluby nie będą mogły przeznaczać więcej niż 70 procent swoich przychodów na transfery, pensje czy inne honoraria. Początkowo ma to być 90 procent, ale w ciągu trzech lat kluby powinny zejść do niższego progu. To kompromis, bo kluby niemieckie były zainteresowane jeszcze większymi ograniczeniami. - W tym procesie trzeba było wziąć pod uwagę różne interesy, dla nas ważne było, aby nie dochodziło do wątpliwych praktyk biznesowych. Jako kluby z Bundesligi musimy sobie poradzić z kompromisem, który został osiągnięty - mówi dyrektor generalny Bayeru Leverkusen Fernando Carro, cytowany przez klubową stronę. Bayer jest bowiem członkiem Europejskiego Stowarzyszenia Klubów, które współuczestniczyło w tworzeniu zasad. - Nowe zasady mają zapewnić lepszą kontrolę nad kosztami, ale jednocześnie zachęcać do inwestycji, które zagwarantują długoterminową stabilną przyszłość. UEFA wprowadziła do naszych propozycji wiele poprawek, kładąc nacisk, by wszystko było proste i przejrzyste. Czekamy na wprowadzenie tego systemu - mówił kilka dni temu na posiedzeniu ECA prezes tej organizacji Nasser Al-Khelaifi, jednocześnie szef PSG. Najbogatsi mają lepiej, zwłaszcza kluby z Anglii Choć kompromis został osiągnięty, jasne jest, że najlepiej na nowych zasadach wyjdą ci, którzy mają bogatych właścicieli, przeważnie szejków wydających ogromne kwoty na transfery i płace. Oni mogą w każdej chwili zwiększać przychody klubów, a co za tym idzie - zwiększać możliwości płacowe. Generalnie jeszcze bardziej powinna ukazać się dominacja klubów angielskich, bo z uwagi na gigantyczne kwoty pochodzące z praw telewizyjnych, mają one większe budżety. Finały dwóch z trzech ostatnich edycji Ligi Mistrzów były wewnętrzną sprawą klubów z Premier League, a i w tym roku jest to możliwe. Wczoraj swoje mecze wygrały Manchester City i Liverpool, w środę zagra Chelsea. Znacznie gorzej będą miały kluby hiszpańskie czy włoskie, w których prawne zasady dość mocno ograniczają możliwości wydawania pieniędzy. Podobnie zresztą jest z tymi z Niemiec. FPP nie zdało egzaminu Poprzednia zasada FFP dość często była omijana, choć niektóre kluby ponosiły konsekwencje. Nie licząc AC Milan, nie dotyczyło to jednak tych, którzy rozdają karty w europejskich rozgrywkach. Za lekceważenie zasad FFP dwa lata temu UEFA wyrzuciła Manchester City z dwóch kolejnych edycji Ligi Mistrzów i kazała zapłacić 30 milionów euro. Tymczasem w poprzedniej edycji "Obywatele" doszli do finału, w obecnej są blisko półfinału. Wystarczyło, że odwołali się do Międzynarodowego Trybunału Arbitrażowego ds. Sportu, który anulował im banicję, a grzywnę zmniejszył do 10 milionów. UEFA ma ogłosić zestaw sankcji za nieprzestrzeganie nowych reguł - w pakiecie ma być m.in. relegacja z Ligi Mistrzów do Ligi Europy. Szczegóły poznamy w czwartek.