W 2010 roku Kamerun przegrał wszystkie trzy mecze na mundialu w RPA. Kompromitacja i wstyd, a przecież miało być zupełnie inaczej. Turniej w Afryce odbywał się w 20. rocznicę jednego z największych sukcesów kameruńskiej piłki - dotarcia do ćwierćfinału mistrzostw we Włoszech w 1990 roku. Federacja nie zamierzała pozwolić sobie na drugą z rzędu tak poważną wpadkę. Sięgnięto po doświadczonego trenera, Volkera Finkego, który miał wprowadzić do zespołu żelazną dyscyplinę. W eliminacjach do mundialu wszystko wyglądało dobrze - Kamerun przeszedł je niemalże bez porażki, musiał uznać wyższość rywala tylko raz, kiedy przegrał z Libią. Na powrót z reprezentacyjnej emerytury udało się namówić także Samuela Eto’o, który w 2013 roku postanowił skończyć z kadrą. Zgodził się jednak na swój last dance w Brazylii. Awantura o premie w reprezentacji Kamerunu Po czasie, choć nigdy nie powiedział tego wprost, może żałować. Wszedł bowiem do środowiska, które niszczyło samo siebie od środka. Dobra atmosfera wokół "Lwów Terangi" rozpadła się jak domek z kart, a tuż przed mundialem rozpoczęła się żenująca opera mydlana. Na lotnisku w Kamerunie piłkarze odmówili wejścia na pokład samolotu, który miał przetransportować ich do Brazylii. Uznali, że premie, które obiecała im federacja, są zbyt niskie. Oni oczekiwali 90 tysięcy euro na osobę, związek oferował o 15 tysięcy mniej. Ostatecznie wygrała drużyna, która zaszantażowała włodarzy i nie pozostawiła im wyboru. Federacja zaciągnęła pożyczkę w banku i zapłaciła tyle, ile zażądali zawodnicy. Ci jednak nie potrafili odwdzięczyć się na boisku. W pierwszej kolejce przegrali 0:1 z Meksykiem, a powinni znacznie wyżej. Mieli szczęście, bo w 2014 roku nie było systemu VAR, a sędzia dwukrotnie popełnił błąd, nie uznając prawidłowo zdobytych bramek przez "El Tri". Kameruński piłkarz Eric Djemba-Djemba narzekał, cytowany przez "Przegląd Sportowy", że reprezentantom brakuje pokory. Mundial 2014: Rękoczyny wewnątrz zespołu Djemba-Djemba już po pierwszej kolejce powiedział, że nie wierzy w wyjście z grupy. Kilka dni później okazało się, że miał rację - Kamerun przegrał 0:4 z Chorwacją i uczciwie pracował na miano jednej z najgorszych drużyn brazylijskiego mundialu. Gdyby tego było mało, Alex Song jeszcze w pierwszej połowie wyleciał z boiska z czerwoną kartką. Pomocnik uderzył łokciem Mario Mandzukicia, a sędzia nie miał wyboru - musiał wyprosić agresora z murawy. Wydawało się, że gorzej być już nie mogło. W samej końcówce spotkaniu - przy wyniku 0:4 - Benoit Assou-Ekotto udowodnił jednak, że nie ma sytuacji, której nie dałoby się popsuć jeszcze bardziej. Obrońca afrykańskiego zespołu podszedł do kolegi z drużyny - Benjamina Moukandjo - i wdał się w krótką przepychankę, którą zakończył uderzeniem głową. Po meczu agresywny zawodnik starał się tłumaczyć. W rozmowie z angielską telewizją argumentował, że Moukandjo regularnie tracił piłkę, a kiedy Assou-Ekotto zwracał mu uwagę, ten reagował złością. Na niewiele się to jednak zdało. Lewy obrońca nie zagrał w ostatnim meczu turnieju (porażka 1:4 z Brazylią), a później nie wrócił już do kadry. Benoit Assou-Ekotto nie lubi futbolu Ci, którzy myślą, że Assou-Ekotto rozpaczał z tego powodu, grubo się mylą. Kameruńczyk nie przepadał za futbolem. - Nie powiedziałbym, że nienawidzę piłki, ale z pewnością nie jest moją pasją. To tylko praca, 10-15 lat kariery - mówił w rozmowie z "Guardianem". Z rozbrajająco szczerością mówił też o tym, co najczęściej pozostaje tabu. - Gram tylko dla kasy. Wszyscy to robimy, a ci, którzy przekonują, że jest inaczej, są hipokrytami. Przecież to jasne, że pierwsze, o czym myślimy, to pieniądze - tłumaczył zawodnik. Benoit Assou-Ekotto zakończył karierę 1 lipca 2018 roku. Jego ostatnim klubem był francuski FC Metz. Jakub Żelepień, Interia