Jak informuje katowicki "Sport", tuż przed odlotem okazało się, że piłkarze mają spory nadbagaż i muszą dopłacić kilkaset dolarów. "Zamieszania przestraszył się szef polskiej ekipy Józef Maliszewski, który ku zdumieniu piłkarzy i trenerów sam odleciał samolotem do kraju" - pisze katowicki dziennik. - Gość był przerażony. Mówił celniczkom, że nas nie zna, nie wie o co chodzi i najzwyczajniej dał... "dyla" do samolotu. Nie mieliśmy pieniędzy, około tysiąca dolarów, by zapłacić za nadbagaż i nie bardzo wiedzieliśmy co zrobić. Kilku chłopaków zwolniło się u trenera Żmudy i taksówkami z Budapesztu wrócili do Polski. [...] To nie pierwszy przypadek, że PZPN daje nam takich gości do "opieki" - powiedział "Sportowi" jeden z reprezentantów.