Trzęsienie ziemi, które w niedzielę nawiedziło północną Chorwację, spowodowało wiele zniszczeń w Zagrzebiu, ale nie pociągnęło za sobą ofiar. Chłopiec, który według wcześniejszych doniesień miał zginąć, przeżył, ale jest w stanie ciężkim. Do trzęsienia doszło o godz. 6:23. Według Europejskiego Śródziemnomorskiego Centrum Sejsmologicznego miało ono magnitudę 5,3. Jego epicentrum znajdowało się 7 km na północ od Zagrzebia, a hipocentrum na głębokości 10 km. W Zagrzebiu doszło do zniszczeń. Na niektórych ulicach zalega gruz i rozbite szkło. Tu i ówdzie obsunięte dachy i zrujnowane fasady budynków spadły na parkujące przed budynkami samochody, które zostały zniszczone. Doszło też do lokalnych pożarów. W mieście wybuchła krótkotrwała panika. Zawodnikiem Dinama jest Damian Kądzior, który w rozmowie z "Super Expressem" opowiadał o przerażających chwilach w Zagrzebiu. "Tak po szóstej obudziła mnie z krzykiem przerażona żona. W sypialni wszystko się trzęsło, obrazy pospadały ze ściany. Rozbiło się m.in. pamiątkowe zdjęcie z naszego ślubu. W kuchni pospadały naczynia. Nigdy wcześniej nie byłem świadkiem takiej sytuacji. Byłem przerażony, nigdy się tak nie bałem. Huk był taki, jakby nastąpiła kulminacja grzmotów podczas burzy. Wyjrzałem szybko za okno i zobaczyłem grupę ludzi, którzy opuścili mieszkania" - mówił Kądzior. Jak poinformował piłkarz, klub nakazał zawodnikom opuszczenie mieszkań i udanie się w miejsce, gdzie nie ma budynków. Według relacji Kądziora, jego budynek nie ucierpiał, poza odpadnięciem tynku. Zapewnił, że jego rodzina jest bezpieczna. "Najpierw koronawirus, a teraz trzęsienie ziemi. Dużo tych nieszczęść. Oby to było ostatnie. Tak się zastanawiam, czy to nie jest jakiś znak, żebyśmy się opamiętali i zaczęli dbać o ziemię" - podkreślił polski piłkarz. WS