INTERIA.PL: Wszyscy zastanawiają się, kiedy ta maszynka do wygrywania albo się popsuje, albo chociaż na chwilę zatnie. Andrzej Pyrdoł, trener ŁKS: - Będzie trudno, bo ona jest dobrze naostrzona (śmiech). Mam nadzieję, że uda się wygrać jeszcze dwa ostatnie w tym roku mecze. Ale to jest piłka, trudno przewidzieć takie rzeczy. Jak na razie gramy nieźle, trochę dopisuje nam szczęście. Myślę, że przede wszystkim te dwa czynniki sprawiają, że ta maszynka się nie zacina. Trener drużyny, która wszystkich z łatwością pokonuje i jest liderem 1. ligi, ma jakieś problemy? - Problemy to są zawsze. Jeden musi pauzować za kartki, drugiego coś boli, a trzeci od dłuższego czasu leczy uraz. Nie są to jednak wielkie zmartwienia. Piłkarze chcą grać i wygrywać. Są zmobilizowani, zostawiają zdrowie na boisku, co przynosi efekty. Nie ma pan obaw, że w dzisiejszym meczu z ostatnim w tabeli KSZO pańscy podopieczni poczują się zbyt pewni siebie? - Nie wiem, nie ma sensu spekulować. Na pewno chcielibyśmy wygrać to spotkanie, ale czy się uda, zobaczymy. Boisko zweryfikuje nasze zamiary. Sądzę jednak, że KSZO niczym specjalnym nas nie zaskoczy. Oglądaliśmy ich mecze i wiemy, na co ich stać. Mamy ostatnio niezłą skuteczność i jeśli nie opuści nas szczęście, to patrzę na to spotkanie z optymizmem. Ale czy nie obawia się pan, że piłkarze zlekceważą czerwoną latarnię ligi? - Tego akurat się nie obawiam. Mogą nam nie wychodzić pewne elementy, możemy mieć problemy ze dobyciem gola, ale na pewno nie zlekceważymy rywali. Najlepiej będzie, jeśli jak najszybciej zobaczymy przeciwnika na kolanach. Rozmawiał Piotr Tomasik