- Za samym pstryknięciem palców drużyna trzech punktów się nie zdobędzie. Zwycięstwo na boisku trzeba wywalczyć - apeluje do swoich piłkarzy Pyrdoł. Trzy punkty z meczu z Górnikiem Polkowice zostały w Łodzi, ale jego zespół prezentował się co najwyżej przeciętnie. Zwłaszcza w pierwszej połowie, kiedy tylko raz musiał interweniować golkiper gości. Dlatego też w przerwie szkoleniowiec ŁKS wpuścił na boisko Rafała Kujawę, a Bartosza Romańczuka przesunął do środka. - Wynik był niekorzystny, więc coś trzeba było zmienić - tłumaczył później. - Mieliśmy problem z konstruowaniem akcji, z przodu radziliśmy sobie słabo. Dokonaliśmy pewnych roszad i opłaciło się. Ale trzeba też pamiętać, że nie mamy wielkiej drużyny z masą wyśmienitych piłkarzy. Nie jesteśmy też w na tyle dobrej dyspozycji, żebyśmy mogli przejść obok meczu, a punkty i tak będą nasze - dodał. Mizerna gra łodzian, to tylko jedna kwestia. Druga - wysoko zawieszona poprzeczka przez Górnika Polkowice. - Byli doskonale przygotowani pod względem i fizycznym i taktycznym. Wiedzieli, kto jest u nas najgroźniejszy i wyłączyli z gry Marcina Mięciela. Zostawili po sobie bardzo dobre wrażenie - nie miał wątpliwości Pyrdoł. Mięcielowi, który cały czas był pilnowany przez obrońców Górnika, w sobotę w ogóle nie szło. Nie dość, że nie potrafił zagrozić bramce Sebastiana Szymańskiego, to zmarnował rzut karny. - Byłem niezadowolony, że Mięciel nie wykorzystał "jedenastki". Jedynym plusem tej sytuacji była czerwona kartka dla zawodnika gości. Dzięki temu mogliśmy grać z przewagą jednego piłkarza, co później wykorzystaliśmy - cieszył się Pyrdoł. Dzięki wygranej nad Górnikiem i potknięciu Podbeskidzia Bielsko-Biała, ŁKS zrównał się punktami z liderem tabeli. No i zachował trzy "oczka" przewagi nad trzecią w tabeli Flotą. - Już przed naszym meczem wiedzieliśmy, że zespół ze Świnoujścia wygrał. Żeby znów im odskoczyć, potrzebowaliśmy więc zwycięstwa - zakończył opiekun łodzian.