W Polsce wiele ekspertów powątpiewa w sens transferu byłego już piłkarza Jagiellonii Białystok, do najlepszego w ostatnich latach klubu z Bułgarii. Grający w sezonie 2005/06 w Górniku Zabrze Iwajło Stoimenow ma na ten temat inne zdanie. - W Polsce nie ma takiego zespołu, jak Łudogorec. Myślę tutaj o pieniądzach i organizacji. To taki zespół, jak powiedzmy mistrz Szwajcarii. Grają tam piłkarze z wielu krajów, najczęściej reprezentanci, którzy miesięcznie zarabiają 70 tysięcy euro miesięcznie. Właściciela klubu, bogatego biznesmena Kiriła Domusczijewa stać na to, żeby za 10 milionów euro nie sprzedawać do Lazio, West Ham czy Leicester brazylijskiego napastnika Cafu. Chciał za niego 15 mln euro. W Łudogorcu są wielkie pieniądze, a piłkarze mogą się skupić wyłącznie na graniu - tłumaczy Stoimenow, który w polskiej Ekstraklasie zagrał w 25 ligowych spotkaniach. O miejsce w zespole Góralskiemu, który z klubem z niewielkiej miejscowości Razgrad podpisał trzyletni kontrakt, nie będzie jednak łatwo. - Rywalizacja na jego pozycji jest bardzo duża. Występuje tam doświadczony reprezentant Bułgarii Dyakov, z którym sam jeszcze grałem, ale łapie sporo czerwonych kartek. Do tego są na tej pozycji piłkarze z Brazylii. Jeśli polski piłkarz będzie grał w tym towarzystwie, to będzie dobrze, jak nie, to będzie siedział na ławce i tylko zarabiał. Trzeba też powiedzieć, że nie wiadomo, co będzie po meczu z Hapoelem Beer Szewa w eliminacjach Ligi Mistrzów. Jeśli Łudogorcowi nie uda się odrobić dwubramkowej straty z pierwszego meczu i po raz trzeci awansować do fazy grupowej Champions League, to właściciel może sprzedać kilku zawodników - uważa Stoimenow. Michał Zichlarz