Sobota 5 marca 1983 r. W meczu 23. kolejki Bundesligi sezonu 1982/83 Eintracht Brunszwik uległ VfL Bochum 0-2 u siebie na stadionie przy an den Hamburger Strasse w obecności 11 tysięcy widzów. W barwach gospodarzy grał polski pomocnik Jarosław Studzizba, który latem 1981 r., będąc piłkarzem II-ligowej Lechii Gdańsk pojechał odwiedzić rodzinę w RFN. Trwały rozmowy transferowe, które brutalnie przerwało wprowadzenie stanu wojennego. To sprawiło, że Studzizba został na zachodzie i po odbyciu karencji zagrał w wymarzonej Bundeslidze. Na ławce Eintrachtu cały mecz przesiedział inny uciekinier - 26-letni Lutz Eigendorf był kilka lat wcześniej nadzieją wschodnioniemieckiego futbolu. Krótka notka dla młodzieży: wówczas istniały dwa państwa niemieckie - wschodnia, socjalistyczna i sprawiedliwa NRD i zachodnia, rewanżystowska RFN, zwana też NRF-em. Oczywiście to szyderstwo - lepiej i sprawiedliwiej żyło się na zachodzie i to tam ze wschodu wiódł szlak ucieczek i pogoni za lepszym życiem. Tak też zrobił Eigendorf w 1979 r., gdy został w RFN, o czym ze szczegółami będzie niżej. Pomeczowy czas spędził w barze "Cockpit", w lokalu towarzyszył mu jego nauczyciel latania, Manfred Müller. Eigendorf był rozgoryczony. Kontuzje zahamowała jego karierę. Przed sezonem 1982/83 wyżej notowane Kaiserslautern sprzedało go do Eintrachtu Brunszwik za 400 tysięcy marek. Przez 23 kolejki pomocnik wystąpił jedynie osiem razy na boisku, 24. kolejki już nie dożył. Piłkarz Eintrachtu opuścił bar około 22, świadkowie mówili później, że wypił niewiele, dwa małe piwa o pojemności 0,2 litra. Nieco ponad godzinę później, o 23:08 jego czarne Alfa Romeo GTV 6 wbiło się w drzewo na drodze do domu w Querum. Za dwa dni, 7 marca o 9:15, zmarł na skutek odniesionych obrażeń głowy i klatki piersiowej. W żyłach denata odkryto znaczne przekroczenie stężenia alkoholu we krwi (2,2 promila) i to zostało określone jako przyczyna śmierci przez zachodnioniemiecką policję - nieszczęśliwy wypadek pod wpływem alkoholu. - Nie miał w zwyczaju pić wiele - mówił w czasie śledztwa Josephine, wdowa i druga żona Eigendorfa. Aby zrozumieć co stało się w marcu 1983 r. trzeba cofnąć się co najmniej o pięć lat. W sierpniu 1978 r. Eigendorf zadebiutował w reprezentacji NRD w wieku 22 lat zdobył dwie bramki w zremisowanym 2-2 meczu z Bułgarią. Utalentowany pomocnik, nazywany Eisenfuß (żelazna noga) i "Beckenbauerem wschodu" był piłkarzem Dynama Berlin, klubu sponsorowanego przez tajną policję polityczną, Stasi. Jej szef, demoniczny Erich Mielke był wielkim fanem futbolu i honorowym prezesem klubu. Dzięki jego wsparciu (co oznaczało siłowe pozyskiwanie najlepszych zawodników rywali do stolicy i korumpowanie sędziów) BFC zdobyło 10 kolejnych tytułów mistrzowskich w latach 1979-88. Sympatia do futbolu nie było regułą, bo NRD-owski sport zdecydowanie stawiał na dyscypliny olimpijskie, w futbolu można było zdobyć jeden medal w przeciwieństwie do lekkoatletyki, pływania i podnoszenie ciężarów czy boksu. Nie wiadomo czyim pomysłem był mecz towarzyski, na który piłkarze z Berlina udali się do Kaiserslautern w marcu 1979 r. Sam wyjazd poprzedziły wykłady dla piłkarzy o wyższości systemu socjalistycznego nad kapitalistycznym, prośby i groźby, żeby nikomu nie przyszło do głowy zostać na zgniłym zachodzie. Zwłaszcza, że nieco wcześniej trener Jorg Berger, pomocnik Norbert Nachtweih i bramkarz Jurgen Pahl wybrali wolność - ci dwaj ostatni dali nogę razem podczas wyjazdu z reprezentacją U-21 DDR. 20 marca 1979 r. mistrzowie NRD ulegli Kaiserslautern 1-4, ale dobra informacja była taka, że następnego dnia o 6:15 autobus do Berlina miał pełną obsadę, nikt nie zdecydował się uciec, ostatnim który wsiadł był Eigendorf. Po drodze wycieczka zatrzymała się w mieście Gießen w Hesji, a zawodnicy dostali kilka chwil wolnego by wydać zachodnioniemieckie marki na jeansy Wranglera lub nagrania Bee Gees. "Beckenbauer NRD" wybrał się na spacer z dwoma kolegami, gdy ujrzał taksówkę, szybko do niej wsiadł i kazał kierowcy gnać w te pędy i się nie oglądać. Z tego co wiadomo, ta ucieczka nie była planowana, na wschodzie została żona piłkarza Gabriele i jego dwuletnia córka, Sandy. Na Ruschestrasse 103 (tam znajdowała się siedziba Stasi) zawrzało - Mielke miał ponoć wpaść w szał, odebrał tę ucieczkę bardzo personalnie. Wiadomo było, że władca Stasi nie puści płazem tego afrontu, zwłaszcza że Eigendorf był absolwentem elitarnej szkoły dla młodych socjalistycznych sportowców imienia Wernera Seelenbindera w Hohenschonhausen. Po ucieczce nazwisko Eigendorfa zostało wymazane z klubowych annałów Dynama Berlin, została nań nałożona anatema. Oczywiście, jak to za komuny, panowała zmowa milczenia, jednak informacja szybko rozeszła się pocztą pantoflową. Gdy Dynamo rozgrywało mecze, kibice drużyn przeciwnych skandowali z ironią "Gdzie jest Eigendorf?". Ostatnim meczem w barwach BFC w ramach rozgrywek Oberligi Eigendorf rozegrał 17 marca 1979 r. gdy piłkarze ze stolicy odprawili Sachsenring Zwickau aż 10-0. W 2019 r. Olgierd Kwiatkowski pisał w Interii o tej sprawie: "Nie była to pierwsza rejterada sportowca ze wschodnich Niemiec, ale niezwykle spektakularna. Chodziło bowiem o piłkarza Dynama Berlin. Każdy ze sportowców tego klubu miał być dla klasy robotniczej przykładem wzorowego postępowania. Ucieczka gwiazdy tego zespołu była potwarzą nie tylko dla klubu, ale dla jej szefa Ericha Mielke". Szef Stasi był zatwardziałym komunistą, walczył w Brygadach Międzynarodowych podczas wojny domowej w Hiszpanii, musiał uciekać z Berlina do Belgii, a potem do Moskwy w 1931 r., oskarżony o zabójstwo dwóch policjantów - co ciekawe został za to skazany na sześć lat więzienia już w zjednoczonych Niemczech w 1993 r.. Szef znienawidzonej tajnej policji miał powiedzieć, że "Eigendorf nigdy nie zagra w Bundeslidze". Zagrał łącznie 61 razy w barwach Lautern i Eintrachtu, ale stało się coś o wiele gorszego. Trzy miesiące po ucieczce Lutza, jego żona Gabi wniosła o rozwód, wschodnioberliński sąd zakończył ich czteroletnie małżeństwo. Eigendorf nie spodziewał się tego, ostatecznie jednak otrząsnął się z szoku, znalazł nową żonę i wiódł wystawne życie na zachodzie. Jego druga żona opowiadała, że wciąż obawiał się zemsty, z tego powodu nie pojechał z drużyną Kaiserslautern na wyjazdowe mecze Pucharu UEFA z Akademikiem Sofia i Spartakiem Moskwa. Z drugiej strony nie miał problemu udzielać wywiadów zachodnioniemieckim mediom na tle berlińskiego muru, gdzie krytykował władze NRD. Po latach okazało się, że agenci Stasi osaczyli pierwszą żonę piłkarza, a jej serce ostatecznie skradł agent o wiele mówiącym pseudonimie "Romeo", który również adoptował córkę zawodnika. Samego piłkarza śledziło w RFN ponad 50 szpicli. Śmierć piłkarza obrosła wieloma mitami. Wiele lat wyjaśnieniu tajemniczej śmierci Lutza Eigendorfa poświęcił Heribert Schwan, dziennikarz rodem z Kolonii. Żurnalista napisał o tej sprawie książkę i nakręcił film dokumentalny. - Wiele dokumentów zostało zniszczonych - mówił Schwan w 2008 r., ćwierć wieku po zagadkowej śmierci piłkarza. - Ale jeden dokument liczący 32 strony pozostał, taki który mówi, że Eigendorf przed śmiercią został zatruty. Piłkarz pod przymusem został zmuszony do wypicia sporej ilości alkoholu, wzmocnionego substancjami psychoaktywnymi. Odurzony piłkarz odjechał, po czym drogę zajechała mu nieoświetlona ciężarówka, która wyjechała z bocznej drogi i nagle zaświeciła sportowcowi w oczy - metoda często stosowana przez NRD-owskie służby. W efekcie ten uderzył w drzewo na zakręcie. - Pamiętajcie co spotkało Eigendorfa - miał mówić Mielke, gdy chciał zmotywować agentów Stasi do działania. - Jestem przekonany, że to Stasi zabiła Lutza - mówił Norbert Thines, prezydent Kaiserslautern, klubu który udzielił Eigendorfowi schronienia po jego ucieczce na zachód. Do dziś nikt nie został w tej sprawie skazany. 17 marca 1983 r. Eigendorf został pochowany w Kaiserslautern. Rodzice piłkarza dostali zgodę na wyjazd na pogrzeb. Do NRD już nie wrócili.