W niedzielę, w 3. minucie meczu Premier League pomocnik Manchesteru City Nigel de Jong brutalnie zaatakował skrzydłowego Newcastle Hatema Ben Arfę łamiąc mu nogę. Przed odjazdem do szpitala lekarze przez kilka minut opatrywali ofiarę, napastnik bezmyślnie żuł gumę, aż w końcu podszedł i lekko klepnął półprzytomnego z bólu Francuza. Ben Arfa przeszedł już operację, wróci do gry za 8 miesięcy. Sędzia nie pokazał de Jongowi nawet żółtej kartki. Trudno uwierzyć w przypadek, bo niedawno Holender wysłał do szpitala amerykańskiego piłkarza Boltonu Stuarta Holdena, a podczas finału ostatnich mistrzostw świata w RPA wymierzył brutalny cios nogą w klatkę piersiową Xabiemu Alonso. Sędzia Howard Webb przyznał potem, że popełnił błąd nie wyrzucając de Jonga z boiska. Trenerzy zwykle ich lubią, a nawet hołubią - boiskowych zabijaków, którzy nigdy nie cofają nogi i w razie potrzeby wcielają się w specjalistów od mokrej roboty. Kiedy przed rokiem w meczu Anderlecht - Standard Liege Axel Witsel złamał nogę Marcinowi Wasilewskiemu, szefowie Liege za swoim graczem stanęli murem (zabiegając na wszystkie sposoby, by dyskwalifikacja była jak najkrótsza). Kapitan Standardu Steven Defour powiedział nawet, że rywal grał tak samo brutalnie i "dostał to, na co zasłużył". Dwa tygodnie później jego kość nie wytrzymała w starciu z piłkarzem KV Mechelen? Debata na temat brutalności w futbolu jest stara jak sama dyscyplina. Kariery zrobiło zbyt wielu graczy, których po wyjściu na boisko zupełnie nie interesowała piłka. Metody walki z boiskowymi zabijakami nie są łatwe, choćby z tego powodu, że tak trudno udowodnić faul celowy. 22 lat temu, w meczu Pucharu Europy PSV Eindhoven - Bordeaux Ronald Koeman brutalnie wyciął Jeana Tiganę i nic by mu za to nie zrobiono, gdyby nie wyznał prasie, że taki był właśnie plan na powstrzymanie rywala. Plan podły, ale skuteczny: PSV zdobyło wtedy swój jedyny tytuł najlepszej drużyny na kontynencie. Przed mundialem w RPA, w finale Pucharu Anglii Chelsea - Portsmouth piłkarz z Ghany Kevin-Prince Boateng bezpardonowo wszedł w nogi Michaela Ballacka. Badanie wykazało naderwanie więzadła w stawie skokowym, co wykluczyło Niemca z wyjazdu na mistrzostwa. Prawnik Ballacka ogłosił, że wszystko było zaplanowane, a działanie Boatenga umyślne. "Potwierdził to nawet jego ojciec, który publicznie przyznał, że syn miał porachunki z Michaelem" - powiedział informując, że wnosi sprawę do sądu. To samo planował zrobić Marcin Wasilewski. Gdyby któremuś z nich się udało zwyciężyć w sądzie, byłby to precedens w historii piłki nożnej. FIFA i UEFA nie akceptują graczy, którzy szukają sprawiedliwości poza jej komisjami. Piłkarska "rodzina" lubi rozliczać się we własnym gronie. Obiektywny osąd zajścia po obu stronach barykady zdarza się bardzo rzadko. Po debiucie w Primera Division nowy trener Realu Madryt Jose Mourinho wywołał wielką burzę, bo jego zdaniem rywale z Mallorki nie robili nic innego tylko bezpardonowo polowali na nogi Cristiano Ronaldo. Gdy jednak dwie kolejki później Leo Messi z Barcelony został brutalnie ścięty przez gracza Atletico Tomasa Ujfalusiego Mourinho odmówił komentarza, bo "nie było mnie na meczu". Na meczu Manchester City - Newcastle United Berta van Marwijka też nie było. A jednak dostrzegł coś nienormalnego w zachowaniu swojego piłkarza. Za karę nie powołał go na mecze z Mołdawią i Szwecją. Osłabia drużynę (de Jong to gracz podstawowej jedenastki wicemistrzów świata), ale nie chce szargać jej reputacji. To reakcja niezwykła. Dlatego Jose Mourinho przestaje być dla mnie "The Special One". "The Special One" jest skromny trener z Holandii, który trzy miesiące temu doprowadził "Pomarańczowych" do finału mundialu w RPA. Dyskutuj o artykule z Darkiem Wołowskim!