Anglik na pewno nie czuję się sam w tej ciężkiej dla niego sytuacji po tym jak klub na czele z menedżerem i prezesem zapewnili, że murem stoją za żywą legendą Liverpoolu. Jednak piłkarz jak wynika z relacji jego sąsiadów nie tryskał humorem po powrocie do swojego domu, czemu oczywiście trudno się dziwić. Gerrardowi za napaść grozi nawet do 5 lat pozbawienia wolności, ale jeden z przyjaciół zawodnika zapewnia, że nic takiego się nie wydarzy: - Steven jest zdeterminowany, aby przed sądem udowodnić swoją niewinność i oczyścić swoje nazwisko. Przekonywał mnie, że się tylko bronił, ponieważ to on został zaatakowany i jest pewny swego, wie , że nie zrobił niczego złego - stanął w obronie piłkarza. - Strata zęba przez pana McGee [domniemana ofiara - przy. red] na pewno nie była spowodowana przez Stevena - dodał. Według świadków, tamtej nocy Gerrard relaksował się pijąc drinka i rozmawiając z byłą gwiazdą Liverpoolu Kennym Dalglishem na temat współpracy w organizacji charytatywnej która walczy z rakiem. Poza tym nie wyglądał na człowieka który ma ochotę z kimś się pobić o nieodpowiednią muzykę w lokalu, rozdawał autografy, a nawet sprezentował butelkę szampana barmance, gdy dowiedział się, że ta ma urodziny.